W północnej Norwegii na Lofotach można wynająć dawne tradycyjne chaty rybackie zwane rorbuer. Rybacy zjeżdżali na Lofoty z innych regionów wybrzeża na zimowy sezon połowu dorsza, trwający od stycznia do kwietnia. Na lato domki wynajmują turyści, są zmodernizowane, mają nawet natrysk i toaletę.
My odwiedziliśmy dwa rorbuer, jedne to malownicze czerwone domki z maleńkimi pokojami i olbrzymią wyposażoną kuchnią-salonem, gdzie ze szklaneczką mocnego trunku z Polski oglądaliśmy zatokę Morza Norweskiego, na której mieściła się farma hodująca łososie. Miło było obserwować błyszczące, skaczące torpedy ryb, które były regularnie karmione z kutrów podpływających regularnie do klatek z rybami. Wszędzie było cicho, pusto i bardzo wietrznie. Jeśli chcecie pisać powieść, to wynajmijcie rorbuer i do dzieła, nic wam tam nie przeszkodzi.
Druga osada rybacka, jeszcze bardziej na północ, miała mniej stałych mieszkańców niż nasza grupa turystów. Pokoje były tak schludne i tak malutkie, że aby wejść do łazienki, musiałam zamykać walizkę leżącą na podłodze. Ale za to w sali biesiadnej jedliśmy najlepszego na świecie smażonego dorsza – doznanie kulinarne zadziwiające – i piliśmy najdroższe na świecie piwo. Na spacer po kolacji poszliśmy tropami reniferów, panował polarny dzień i rogate zwierzaki leniwie snuły się po osadzie między domkami.
W porcie oglądaliśmy efekty miejscowych połowów: olbrzymie krabony i wielgachne ryby, które po samodzielnym złowieniu można na miejscu oczyścić, zamrozić i zabrać nawet do Polski na pamiątkę norweskiego urlopu. Nam zostały pamiątkowe czapki, kupione z powodu norweskiego zimnego lata, a wszyscy mówili, że jest ładna pogodna, więc jak u nich wygląda brzydka…?
Tekst: Katarzyna Stor
Zdjęcia: Martyna i Marek Stor
od autora: Wszystkie prezentowane tutaj zdjęcia są naszego autorstwa i podlegają ochronie praw autorskich. Jeżeli chcesz któreś wykorzystać, napisz do nas na maila mstor@wp.pl