Raz w roku, całą rodziną wypuszczamy się w dalekie lub bliskie kraje. Z każdej takiej wyprawy przywozimy setki zdjęć, godziny filmów i moc niezapomnianych wrażeń.
W zeszły roku zawitaliśmy na Islandię.
Islandia – kraj przepięknej, dzikiej przyrody, twardych ludzi, wulkanów, kucyka islandzkiego, gejzerów i nazw, które są niemożliwe do przeczytania dla obcokrajowca. Latem słońce tam prawie nie zachodzi i można podróżować i zwiedzać przez całą dobę. O tym możecie przeczytać w każdym przewodniku. I to jest prawda.
Ale nie wiem czy wiecie, że autobusy turystyczne bardziej przypominają tam samochody terenowe niż zwykłe autobusy znane z naszych dróg. Każdy z nich jest wyposażony w napęd na cztery koła i wysokie zawieszenie. Islandia ma jedną główną drogę, drogę numer 1, która okrąża wyspę wzdłuż wybrzeża. Drogi prowadzące w głąb lądu są często drogami umownymi, poprzecinanymi wartkimi rzekami spływającymi z topniejących lodowców. Do tego drogi są tak wąskie, że jeśli mijają się dwa samochody to jeden musi zjechać na pobocze.
Już na początku podróży pierwszy z naszych autobusów odmówił posłuszeństwa. Po godzinie oczekiwania podstawiono drugi, którym już bez problemu zwiedziliśmy całą Islandię. Strach pomyśleć, co by było gdyby awaria wydarzyła się w środku gór lub pola lawy. Trasa naszej podróży biegła między innymi przez Landmannalaugar, górzysty teren, który jest częścią Rezerwatu Przyrody Fjallabak na południu Islandii. Ponieważ lato zeszłego roku było w Islandii gorące, oczywiście jak na ich warunki, to poziom rzek był dosyć wysoki. Nasze bagaże nie raz były poniżej poziomu wody, ale dzięki uszczelnionemu bagażnikowi i wysokiemu zawieszeniu wszystkie nasze rzeczy były suche. Czasami wyglądało to też tak, że tylko nasz kierowca widział drogę, dla reszty była to jednolita skalna płaszczyzna, ciągnąca się aż po horyzont. No i na wszelkie górki autobus wspinał się bez problemu. Tylko raz przeżyliśmy chwilę strachu, gdy droga którą jechaliśmy była tak wąska, że na kolejnym zakręcie, autobus niebezpiecznie zaczął się zsuwać na bok. Nastąpiła szybka ewakuacja pasażerów, a nasz kierowca mając lżejszy autobus, wdrapał się z powrotem na drogę.
Nie wyobrażam sobie zwiedzania Islandii innymi pojazdami niż terenowymi i z miejscowym kierowcą, który zna trasy na wylot. Będziemy mieć wtedy pewność, że dojechaliśmy tam, gdzie chcieliśmy dojechać. Nam udało się bezpiecznie wrócić do Rejkiawiku.
Marek Stor
od autora: Wszystkie prezentowane tutaj zdjęcia są naszego autorstwa i podlegają ochronie praw autorskich. Jeżeli chcesz któreś wykorzystać, napisz do nas na maila mstor@wp.pl