Kiedy piszę ten felieton przy biurku i kubku parującej czarnej kawy, jestem jeszcze w 2011 roku. Jest piątek. Za oknem ciemno, a w redakcji niecierpliwie czekają na gotowy tekst i grafikę. Pewna nastolatka myśli przy tablecie nad zabawnym obrazkiem, który ma Was wprowadzić w dobry nastrój. Zastanawiam się czego można życzyć 100 tysiącom osób, z których każda ma swój sposób na życie. Kiedy 3 stycznia weźmiecie tę gazetę w dłonie zacznie się nowy etap. Czekają nas wyzwania, o których jeszcze nic nie wiemy, depresje i euforie. Życie jest jak brazylijski serial, nigdy nie wiadomo co się przydarzy za rogiem i kto okaże się złym charakterem. Ten rok ogłoszony został przez polityków rokiem apokalipsy unijnej, oszczędności i ostrożnego inwestowania. Stare grzechy wyborcze puszczono w niepamięć. Zaczyna się ponoć zaciskanie pasa i odważne narzekania na rząd. Dobroczyńca Tusk w ustach naszych polityków staje się bezlitosnym wyzyskiwaczem, który narzuca kolejne wciąż obowiązki na samorządy. Z zielonej wyspy szczęśliwości stajemy się jak niektórzy twierdzą czerwoną latarnią. Koniec funduszy od zrzędnej ciotki unii, skazuje niektórych na obligacje, kredyty i pożyczki. O ile prywatnie każdy z nas boi się długów, o tyle w sferze budżetów gmin z naszego powiatu, z oszczędnościami bywa dziwnie. Ostatnie dni spędziłam na sesjach budżetowych i przysłuchiwałam się kłótni radnych, prezydentów, wójtów i burmistrzów. Gdyby każdy z nich odpowiadał za portfel gminy, bardziej szczegółowo przyglądałby się każdej wydanej złotówce. Niestety w większości przypadków decyzje podejmowane są większością głosów jak na imieninach teściowej, która panuje nad emocjami gości przy stole. I czy chodzi o podanie buraczków, wybór tapety czy wyjazd na wakacje, to oprócz kilku odważnych zdań niektórych ryzykantów, stała klika rodzinna i tak dokonuje zawsze właściwego wyboru. Nieśmiałe głosy o korniszonach czy wyższości papryki nad pomidorami są stanowczo i konsekwentnie tłumione. W Jabłonnie bezradni przyglądają się budowie pomnika wójt za 65 milionów i płaczą, że niedługo pić będą fekalia, bo o kanalizacji można zapomnieć w tym nowym roku. W komisjach emerytki bronią dostępu do wiedzy i jak bulteriery agresywnie chronią majestat władzy. W Serocku burmistrz rwie włosy nad forumowiczami, którzy śmieją anonimowo narzekać na poczynania władzy i protestuje przeciw agresywnym tytułom prasowym na temat obwodnicy. Bezradni szepcą po kątach, że skoro pomnik już gotowy, może czas odejść z polityki i dać szansę młodym wychowanym na piersi następcom. Inni obawiają się o długość sesji i już szykują śpiwory. Kiedy bowiem przemawia przewodniczący, czas staje w miejscu, dozorcy zasypiają a sołtyski zdążą przeczytać 7 razy panią domu od deski do deski. Młody wójt z Wieliszewa póki co na projekt pomnika musi zapracować, słucha starosty i uczy się trudnej sztuki panowania nad mieszkańcami. W Legionowie wojuje tylko PIS. Tu śmieją się ze słabości opozycji, która mimo że z całych sił próbuje pociągnąć obrus do siebie, mocuje się ze sztabem zapalczywych gości ze strony teściowej.
Wszystkich cechuje jedno tylko. Czas spędzony przy stole odmienia. Im dłużej biesiadują, tym są bardziej oderwani od rzeczywistości na ulicach i domach szarych ludzi. Zmieniają się, angażują w zawodowe projekty, uzależniają, tracą świeżość tak szybko jak chryzantemy w mroźny smutny poranek. Tylko nieliczni zatraceńcy, próbują być odważni, jednak i tych pochłonie zmęczenie i utrata nadziei. Takie zdanie o politykach i radnych mają mieszkańcy, którym obca górnolotna retoryka, ambitne projekty i pomniki teściowych. Różnica spojrzenia na świat zawsze mnie szokuje i sprowadza na ziemię. Dlatego w tym nadchodzącym roku życzę wszystkim odwagi i pasji w zmienianiu świata, zdrowia by sprostać wyzwaniom oraz jak najprzyjemniejszego wykorzystania wolnych weekendów, które w tym roku będą pocieszać strapionych.
Iwona Wymazał
Wróżka noworoczna
