Minął kolejny andrzejkowy wieczór. Niektórzy bawili się do białego rana. Niektórzy lali strumieniami alkohol, inni pozostali przy tradycji lania wosku. Chcieli dowiedzieć się, co czeka ich nazajutrz za progiem, jakie zdrady, romanse, wygrane w totolotka i zamążpójścia staną się ich doświadczeniem w nadchodzącym nowym roku. Jednak chciałabym ostrzec czytelników przed czarowaniem, wróżbami i innymi pozostałościami…
Kilka lat temu zdarzyło mi się bawić kartami do tarota. Kiedy przewidziałam kilka rozwodów, utratę pracy i nagłą opryszczkę, bliźni niewątpliwie kojarzyli mnie z tymi przykrymi wydarzeniami i niejako obwiniali o nieszczęścia, które ich dosięgły. Część rodziny omijała mnie szerokim łukiem, zaś nieszczęśliwe niewiasty nagabywały mnie o postawienie tarota w każdy dzień swoich udręk duchowych. Po rozmowie z pewnym światłym księdzem postanowiłam spalić magiczne karty w kominku. Twierdził, on że tarot jest jak otwarte okno między światem żywych a ciemnością. Nigdy nie wiadomo, co za demon zapragnie do niego zajrzeć i czy będzie miał ochotę wrócić do swoich. Bywa, że wiedza kładzie się ogromnym ciężarem na piersi. Śmiem twierdzić, że dlatego czasem warto być blondynką.
Przykłady stosowania wróżb w życiu spotykamy codziennie. Weźmy na przykład odśnieżanie miasta. Podczas zimowej aury pracownicy urzędów zmuszeni są do kontroli stanu dróg. Wychodzą przed dom lub ratusz co 3 godziny i sprawdzają cumulusy. Potem siadają za biurkiem i sprawdzają prognozy pogody. Zaopatrzeni w wiedzę i przeczucia, dzwonią jeszcze do straży miejskiej, by poplotkować o legionowskich drogach. Ci bowiem mają wgląd w monitoring miejski i oprócz łapania bandziorów, podglądania zakochanych mogą stwierdzić czy ulice są czarne czy białe. Potem wystarczy zaparzyć herbatę i ze służbowych fusów wywróżyć, czy należy puścić na drogę 2 lub 3 pługi i piaskarkę.
Każda wróżba może nieść określone konsekwencje. Kiedy w andrzejkowy wieczór lałam wosk przez dziurkę od klucza, ku swojemu przerażeniu stwierdziłam nadchodzące zmiany na stołkach i fotelach w naszym powiecie. Na tronie króla Maciusia, jak żartobliwie nazywają swojego wójta Mazura mieszkańcy gminy Nieporęt, siedział słowik cesarza powiatu czyli niejaki Wróbel. W Wieliszewie pożegnano się z wiernym i płochliwym młodym księciem Kownackim, a posadzono na stołku Trojanowskiego. W Legionowie w niełaski popadł prezydent Chrzanowski, a kształt prezesa PWK zamigotał na powierzchni wody na tle ratusza. Na tle herbu Serocka pojawia się Grażyna wojownicza księżniczka, a w Jabłonnie na miejsce pani wójt szykowany był podczaszy obecnie panujący w KZB, niejaki Kwiatkowski. Jedynie cesarz świecił niezmiennie nad całym powiatem i cieszył swoim majestatem wiernych poddanych. Wróżby mają to do siebie, że można przy nich pożartować albo poważnie potraktować woskowe kształty. Na temat poważniejszych czarów będą rozmawiać parlamentarzyści PO w ramach akcji „Plan dla Polski”. 3, 10 i 17 grudnia przewidziane są spotkania z posłami i senatorami, którzy będą wróżyć jeszcze większy dobrobyt w naszym powiecie. Jednak o tym, co wywróżą dokładnie, musicie się sami przekonać i zajrzeć w ich szklane kule.
iw