Od 2008 roku małżeństwo z Legionowa walczy z rządem. Działania wielodzietnej rodziny stały się na tyle skuteczne, że podzieliły media, społeczeństwo i władze. Potrafili zaangażować prawie milion osób. W ostatnich dniach, kiedy ważyły się szanse na realizację referendum, niektórzy zaczęli im przypinać różne łatki.
Ten nowy ruch porównywano do dziecięcej krucjaty. Szukano powodów, dla których podjęli się tej akcji, i korzyści, które wynikły z ich działalności. Liczono wynagrodzenia, jakie fundacja wypłaca osobom zaangażowanych w działania akcji „RATUJ MALUCHY I STARSZE DZIECI TEŻ”. Według tygodnika Newsweek pensja miesięczna prezesa wynosi 7,4 tysiąca złotych brutto. Czy rzeczywiście troska o maluchy jest tylko pretekstem? Czy najsłynniejsza rodzina w Polsce ma zamiar robić karierę polityczną? Teraz, kiedy referendum w sprawie maluchów nie doszło do skutku, nie trudno o krytykę.
Mnie tam nikt ratować nie chciał. W tornistrze nosiłam papier toaletowy, bo jasne było, że w łazience papieru nie uświadczył nikt. Siedziałam w ciasnej sali, wśród innych maluchów w granatowych chałatach i próbowałam przeżyć. Jak pojawiał się nauczyciel to trzeba było siedzieć nieruchomo w ławce i się uśmiechać. Nikt nie narzekał na krzesła i niewygodne ławki. Kanapki jedliśmy ukradkiem pod ławką, żeby co bardziej rozwinięci rówieśnicy nie zabrali nam śniadania. Nikt się nie dziwił, że piechotą wracaliśmy do domów. O ściąganiu zadań z Internetu, nie było mowy. Można było jedynie przekupić starszego brata czy kolegę z wyższej klasy, żeby pokazał swój stary zeszyt z wypracowaniami. Cieszyliśmy się, gdy nasz podręcznik miał większość kartek. Najstraszniejszą osobą w szkole była woźna. Nikt z uczniów nie dyskutował i nie zabierał głosu, bowiem dorosły zawsze miał rację. Samorząd szkolny był wybierany poprzez wskazanie nauczyciela i służył do przybijania kolorowych pocztówek i kwiatów na gazetce ściennej. Dostosowałam się do standardów szkoły, bo nikomu na myśl nie przyszło, żeby sprzeciwiać się woli nauczyciela, dyrektora czy też innych przedstawicieli władzy. Nie wiedziałam co to demokracja. Co się teraz zmieniło? Warunki są lepsze. Jednak pewne błędy w wychowaniu popełniane są nadal. Premiowane są osobniki spolegliwe i niesprawiające kłopotów.
Podczas jednego z kazań młodzież usłyszała od księdza, że nie zachowuje odpowiedniego szacunku w czasie modlitwy. Wszak to rozmowa z Bogiem i nie wypada tego robić byle jak, kręcić się, wiercić, trzymać rąk w kieszeni. Bo w relacjach z Bogiem nie można zachowywać się jakby to był kolega. I miał rację… Niestety niezbyt szczęśliwym i przekonującym było użycie kolejnego porównania. – To tak jakby iść do prezydenta Romana Smogorzewskiego do ratusza i zapytać czy zagra w piłkę – usłyszeli uczniowie. I pomyślałam, właściwie dlaczego nie? Przecież teraz podobno można się umówić z prezydentem na spotkanie…
„Siedziałam w ciasnej sali, wśród innych maluchów w granatowych chałatach i próbowałam przeżyć”.
„Kanapki jedliśmy ukradkiem pod ławką, żeby co bardziej rozwinięci rówieśnicy nie zabrali nam śniadania”.
„Cieszyliśmy się, gdy nasz podręcznik miał większość kartek”.
„Nie wiedziałam co to demokracja”.
………………………………………….
Współczuję autorce tak strasznego dzieciństwa i tak fatalnego poziomu nauczania w jej szkole.
A to, w ogóle było w Polsce?
oj @Niunia jak Ty nie mało wiesz o życiu 🙂
Najbardziej wkurzali mnie klasowi członkowie lokalnego gangu Punków. To oni zawsze wyjadali mi kanapki z pasztetem! Te z serem zostawiali ale ja sera też nie bardzo. A tak na marginesie to fajne chłopaki były. Do pośmiania pogadania, a mordkę oklepywali tylko w imię czegoś, np. skinom za znieważenie naszej pani od muzyki 🙂
Pomijając fakt samego pomysłu, akcji, zbierania podpisów itp. do referendum. Podoba mi się akcja odrzucenia pomysłu przeprowadzenia referendum. Ewidentnie pokazuje, że:
– mamy w d… wasz głos, bo MY wiemy lepiej,
– mamy w d… wasze obawy o wasze dzieci, bo MY wiemy lepiej,
– mamy w was w d… bo to wy pracujecie dla nas, a nie MY dla was,
– mamy w d… miliony podpisów – kolejni zmieleni?
– i odp… się od nas, bo inaczej posadzimy was na karnego jeżyka.
Dla mnie jest jasne, że obecnie rządzący, uchwalający i pozostali stracili świadomość swej roli.
Niunia, a Ty z jakiej epoki jesteś że się dziwisz czy to PL było ?
Ja z drugiej połowy lat 70tych i w związku z tym przez podstawówkę przechodziłam w latach 80tych i też było tak jak pisze Iwona.
a jeśli chodzi o RATUJMY MALUCHY to na początku , na samym początku ich walki wydawało mi się że mają rację, że dobrze , niech walczą itd. Potem okazało się, że z tej walki wychodziło tylko ciągłe przekładanie terminu pójścia wszystkich 6-latków do 1-szej klasy , koniec końców czuję się wystrychnięta na dudka. Puściłam córkę 6-letnią do 1szej klasy w 2011 roku, żeby nie szła z całym tłumem obowiązkowo rok później. W sierpniu / wrześniu 2011 okazało się, że jednak znów termin przekładają, a ja swojej decyzji cofnąć już nie mogłam, bo w przedszkolu inne dziecko zajęło miejsce mojego.
I wystrychnięta czuję się dalej, bo na przykład w świetlicy szkolnej jest dodatkowa salka super hiper wyposażona, ale Panie otwierają ją na godzinę raz na 2 tygodnie, a pozostały czas dziecko ma siedzieć cicho i się nie odzywać żeby paniom nie przeszkadzać.
Dzieci nie są gotowe na przejście do molochów jakimi są nasze aktualne podstawówki szkolne.
A papieru toaletowego nadal brakuje 😉
Ja nie jestem przekonany do tych reform szkolnych, bo szkoła Pani Iwony rzeczywiście była koszmarna, a jaki piękny kwiat wyrósł.
Po głosowaniu w sejmie po raz pierwszy ucieszyłam się, że moja córka wyemigrowała z Polski. Smutne i mam nadzieję, że już takiego uczucia nie zaznam. Nie mam wnuków ale do ch…..ry ludzie chcą tylko mieć wybór. Nie jesteśmy ubezwłasnowolnieni.