– Wytłumacz mi, jak to się stało, że na radnych wybieramy takich baranów – zapytał mnie ostatnio pewien mieszkaniec mocno rozczarowany jakością wypowiedzi radnych na jednej z sesji i uporczywym brakiem zrozumienia prostych spraw.
Zdegustowana lekko stylem wypowiedzi o władzy, uprzejmie wyjaśniłam, że są to przedstawiciele społeczeństwa, którzy dostali mandat zaufania w czasie ostatnich wyborów. Stąd należy im się szacunek. Z pewnością ta niewybredna krytyka nie powinna dotyczyć wszystkich radnych. Mam nadzieję, że ten cytat nie urazi nikogo, zwłaszcza że niektórych radnych darzę nie tylko sympatią, ale i podziwiam.
Są tacy radni na terenie gmin, którzy za swoją pracę pobierają całkiem spore pieniądze, a których przez 3 ostatnie lata nie słyszałam ani na komisjach, ani na sesjach. Nie zadawali pytań, nie dociekali szczegółów, nie uczęszczali na komisje. Przez 3 lata grzecznie brali diety. Od niedawna jestem świadkiem „przedwyborczego wybudzenia”. Bohaterzy, którzy przez 3 lata spali, powoli ożywają. Pchają się na okładki gminnych i powiatowych biuletynów. Poruszają tematy, które są oczywiste lub dawno przebrzmiałe, mając nadzieję, że wystarczy w ostatnich miesiącach pojawić się na stronie internetowej urzędu, przelecieć się po bloku z ankietą, by zyskać sympatię przyszłych wyborów. Tego roku zaczynają ponownie ratować świat.
Często radnym zostaje ktoś, kim kierują niewłaściwe powody. Czasem by zarobić dodatkowe 1500-2000 złotych jest w stanie oddać duszę diabłu, wójtowi, prezydentowi lub burmistrzowi. Niekiedy chodzi o szacunek sąsiadów oraz o miejsce w pierwszej ławce kościelnej. Bywa też, że małżonka ma niespełnione ambicje i terroryzuje męża, by robił karierę w samorządzie. Działania radnego wyglądają tak: podnoszenie ręki, kiwanie głową i próba odczytania przygotowanych materiałów. Dobrze, koloryzuję… ale w końcu to blog o charakterze humorystycznym. Zresztą nie raz spotkałam się z sytuacją, w której radny lub radna zwracali uwagę na literówki w uchwale, a nie na jej kontrowersyjną treść.
W roku wyborczym mam dużą szansę usłyszeć, jak brzmi głos niektórych radnych, ba… nawet zobaczyć ich w telewizji. Niektórzy są tak zdesperowani, że gotowi przebrać się za stopka i przez zebrę przeprowadzać mamusie z dziećmi, byleby o nich usłyszeć. Niektórzy przezornie załatwiają sobie dodatkowe etaty, na wypadek gdyby wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych spowodowało spadek ich popularności. Czemu ich wybieramy? Bo wystarczy nam, kiedy dany osobnik raz ustawi się pod kościołem lub szkołą przy zbieraniu podpisów. Bo wierzymy ufnie w doniesienia darmowych (czytaj za nasze pieniądze) samorządowych biuletynów. Bo nie interesujemy się podejmowanymi uchwałami i protokołami w BIP-ie. Bo to właśnie oni mają nas za baranów…
Niektórzy radni to całkowita katastrofa. Aż dziw bierze, że im nie wstyd brać diety i nie interesować się nad czym głosują.
Nareszcie zrozumiałem znaczenie słowa „mandat” w kontekście wybrańców. Czuję się oszukany, że nikt wcześniej mi nie wytłumaczył. Dotąd myślałem, że mandat jest za karę! Ale, że za zaufanie?! Przepraszam wszystkich za moje dotychczasowe co czteroletnie życiowe wybory 😉
To skoro odkrywamy swoje błędy i wypaczenia: jak się nazywa instytucja, wyboru w której w publiczny sposób wybieramy reprezentanta a ten przez 4 lata nie robi nic (dokumentnie się opier.dala) a na ostatnie pół roku wikła się w jakieś lokalne gierki aby dokopać swoim wyimaginowanym przeciwnikom? I pytanie nr 2: czy jak z naszych podatków taki radny wyjmuje przez 2 kadencje po 1.400 zł miesięcznie (w sumie 135.000 zł przez te dwie kadencje), to czy ja mogę wymagać, żeby chociaż przychodził na rady gminy? Oczywiście, lepiej by się nie odzywał, ale czy mógłby łaskawca chociaż przychodzić?
Instytucji nie pomnę ale wiem, jak nazywa się skrzynka, To urna, z prochami naszych nadziei skrzętnie budowanych w czasie kampanii. 😉
Odnośnie nieobecności. Czy nie jest tak, że za nieobecność radnemu potrąca się % z diety?
Pani Redaktor jednak przerysowanie nie zawsze jest dobrym zabiegiem dziennikarskim. Najłatwiej wrzucić wszystkich radnych do jednego worka, a przecież sesje i komisje to tylko element działalności politycznej. Dla mnie radny powinien być w kontakcie z wyborcami, przekazywać ich podstawowe postulaty nie zawsze wymagające aktywności na sesji. Jeśli zwrócić uwagę na protokół z Serocka to najlepszym radnym będzie radny Tyka? A czy najlepszym radnym z Wieliszewa będzie wiecznie skonfliktowany i nie mogący nic załatwić Zezoń? W protokole jest tych Panów bardzo wiele. Oczywiście są radni, którzy faktycznie przeżywają sen trwający przez 3 lata od wyborów. Jednak zmieniło się bardzo wiele, również za zasługą mediów w tym GP. Szukajmy jednak pozytywnych zmian, powtarzanie wytartych stwierdzeń odrobinę trąci wyolbrzymianiem tylko jednej z postaw i udowadnianie tym z góry założonej tezy.
Mikulasz, przerysowanie to raczej Twoja specjalność. 🙂 Aktywność na sesjach, czy komisjach istotnie nie jest miernikiem jakości pracy radnego, warto jednak pamiętać, że radny nie zawsze zadaje pytania po to aby się przyczepić do czegoś. Częściej chodzi o poznanie sprawy, rozwianie wątpliwości przed głosowaniem. Radni, którzy przez 3 lata nie zabrali głosu ani razu, lub 1-2 razy, muszą chyba być wybitnymi ekspertami od spraw nad którymi głosują, bo żadnych wątpliwości nie mają. Prawda jest inna: niemowy mają zagłosować jak ustaliło szefostwo, więc po co się będą odzywać. Jeszcze palną jakąś głupotę i dostaną burę od szefostwa. A jeśli chodzi o kontakt radnych z wyborcami to bywa jeszcze gorzej, sorki – teraz będzie lepiej – za kilka miesięcy wybory – reaktywacja. 🙂
Ostaynio jeden znajomy zapytal? Dlaczego w grupie zawodowej tzw. dziennikarzy jest tylu idiotów? Odpowiedzialem mu- wsrod dziennikarzy jest tylu idiotów ile jest ich w społeczeństwie. Z czego sie smiejecie? Z siebie się śmiejecie.
Z żenadą to się czyta, zastanawiam się co autor chce osiągnąć, a to ostatnie zdanie to należy chyba do kogoś innego? Do kobiety nie pasuje. Żałosne.
,,Czy aby w o czy coś nie kł….,,
,,Walnij w stół a nożyce się od…,,
…………..