Jeszcze kilka dni i rozpoczną się wakacje. Uczniowie ze świadectwami w rękach opuszczą mury szkoły, cisną znienawidzone mundurki daleko w kąt i oddadzą się na dobre czatowaniu na komputerze.

Ci z rodziców, którzy zdążyli oszczędzić przez zimę trochę grosza, mogą wysłać swoje pociechy na letnie obozy i kolonie. Inni muszą liczyć na starsze pokolenie i inwencję twórczą młodzieży. Uczniowie szkół podstawowych zaleją place zabaw i orliki, o ile te nie zostaną zamknięte na duże kłódki przez nową miejską spółkę. Gimnazjaliści zaleją najciemniejsze zakamarki miasta, gdzie poznawać będą smak piwa i zapach trawy. Licealiści zajmą nieliczne parkowe ławki, by spożywać alkohol i cieszyć się nieskrępowaną wolnością, a studenci wyjadą zbierać sezonowe owoce i słuchać muzyki przy zmywaku. Dorosłym pozostaje zarezerwować sobie 3 tygodnie urlopu i zastanawiać się, co w tym czasie mogą robić. Tych, których nie stać na wykupienie wczasów pod palmą lub pod gruszą, chciałabym przekonać, że nasze okolice są równie egzotyczne co najgorętszy kurort. Zalew Zegrzyński zwany czasem Jeziorem Zegrzyńskim przyciąga coraz więcej turystów, którzy wyławiają z jeziora oryginalne pamiątki z wakacji. Czemu nie skorzystać z jego uroków? W miniony weekend obserwowałam najazd wczasowiczów na zegrzyńskie plaże. Tam gdzie tylko dało się dojechać, stały zaparkowane samochody. Obok nich leżały rozłożone koce, kosze piknikowe, sterty ubrań i rozebrane  do rosołu rodzinki. Pomiędzy nimi wisiał zapach smażonych kiełbasek i gęsta mgła, która wydobywała się z małych rozpalonych grilli. Jeszcze około 14 w kierunku wody maszerowały kolejne rodziny z ręcznikami, węglem drzewnym i grillami pod pachą. Oprócz hałaśliwych szczeniaczków, gołych maluszków i trajkoczących mamusiek, na plaży są jeszcze inne denerwujące istoty – komary i meszki. Zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że ich obfitość jest wynikiem zemsty natury za opryski w czasie najazdu Greków. Obkładają się pochodniami, świecami i innymi przedmiotami mającymi za zadanie odstraszyć te latające bestie. Używają tony dezodorantów przeciwko owadom, nie patrząc na reakcję swojego organizmu i wczesne symptomy porażenia systemu nerwowego. Ale, co nas nie zabije, to z pewnością nas wzmocni. Co jednak w przypadku, kiedy za oknem leje deszcz i aura nie sprzyja wypoczynkowi nad jeziorem? Pamiętacie jaką frajdę sprawiało wam w dzieciństwie rozłożenie namiotu lub koca na stole i biwakowanie na podłodze? Kiedy słońca brak, zawsze można rozłożyć leżaki w salonie, zawiesić na nich ręczniki, przygotować napoje i położyć w zasięgu ręki pilot od telewizora. Kiedy nie można mieć wakacji pod plamą czy gruszą, zawsze nas stać na wakacje pod plazmą czyli tzw. plazming. Warto pamiętać tylko o kilku zasadach. Po pierwsze nie zapraszamy teściowej. Po drugie dbamy o autentyczność wrażeń i zakładamy bikini lub luźne wakacyjne odzienie. Po trzecie unikamy w telewizorze kanałów z wiadomościami z kraju i ze świata, filmów dokumentalnych, programów nawiązujących do wydarzeń gospodarczych i polityki. Oglądamy jedynie filmy przyrodnicze, powtórki z „czterech pancernych”, sport, kreskówki oraz polskie seriale. Pamiętajmy o tym, że mimo iż najnowsze produkcje telewizyjne obniżają naszą inteligencję, to jednak pozwolą bezstresowo spędzić te kilkanaście wolnych dni i uczynią nas szczęśliwszymi. Nie ma bowiem nic radośniejszego, jak żyć problemami innych. I jeszcze jedno: pamiętajmy o samoopalaczu i otworzeniu okna, by aktywnie uczestniczyć w łańcuchu pokarmowym i uszczęśliwić też komary.