W miniony piątek podjechałam do znanej legionowskiej cukierni w celu zakupienia sernika krakowskiego, by w damskim towarzystwie porozmawiać o wyższości diety niskocukrowej od niezdrowego pochłaniania wysoko przetworzonych produktów rolniczych. Zaparkowałam na wąskim kawałku parkingowej legionowskiej przestrzeni i już zamierzałam wysiąść z samochodu, kiedy to po lewej stronie obok mnie zaparkował srebrny samochód. Nic nie byłoby w tym dziwnego gdyby nie fakt, że kobieta, która była kierowcą tego pojazdu zostawiła mi dwa centymetry miejsca na otwarcie drzwi. Siedziałam osłupiała w samochodzie i czekałam, aż owa kierowniczka (damska forma kierowcy) zauważy gafę i zmieni ustawienie samochodu. Jednak blondynka wykonała manewr, który mnie zaskoczył całkowicie. Siedziałam za kierownicą z gębusią otworzoną ze zdumienia przez kilkanaście sekund, nim zrozumiałam że zostałam uwięziona. Blondterrorystka drugą stroną wyciągnęła dzieciaki spomiędzy foteli i zatrzaskując szybko drzwi, uciekła w siną dal.
Czując spisek i zdradę, o których przekonywał mnie ostatnio jeden z czołowych polityków, wietrząc jakieś wrogie siły o złych zamiarach, ostrożnie wycofałam samochód. Mając dwa centymetry od lakieru sąsiedniego samochodu, próbowałam ustawić mój bolid tak, by móc wysiąść bez potrzeby wciągania brzucha lub składania obręczy biodrowej. Po dokonanych zakupach postanowiłam pożreć czekoladowe ciastko w oczekiwaniu na terrorystkę. Zamierzałam wygłosić płomienne przemówienie, gdzieniegdzie wtrącając ogniste przerywniki oraz elementy edukacyjne. Jednak, ku mojemu rozczarowaniu, kobieta nie wróciła do samochodu. Zrezygnowana udałam się w kierunku domu, gdzie swoją niemoc, bezsilność i złość na głupotę ludzką wyładowałam bez litości na wczesnych chwastach pojawiających się w moim ogródku.
Wróg czai się wszędzie. A ponieważ w ostatnim okresie wrogie siły roznosiły niecną plotkę, że pracuję w zależnej od władz gazecie, zaczęłam się zastanawiać nad tym, czy oby to nie były działania celowe. Wszak – jak mówi ojciec ludu – zdrada czai się w kątach. Nawiasem mówiąc, nikt zniewolić mnie nie chce. Pewnikiem okres gwarancyjny się już skończył i wolna jestem jak sanki w maju oraz uzależniona od kawy i wysokich butów. A przecież dowody zniewolenia mogą być bardzo przyjemne. Niestety takowych brak. Żadne władze samorządowe niestety nie kwapią się do tego. W starostwie mówią żem obca, w przychodni żem starosty, w konkurencji żem legionowska, w Legionowie że wroga. Ot i własność publiczna wynika z tego. Porzucając więc dywagacje o politycznych aspektach wolności, wrócę do parkowania. W Legionowie jest ciężko. Wie o tym każdy, kto tu posiada samochód. Zaparkować w centrum w godzinach szczytu (cokolwiek to znaczy w Legionowie) to wyczyn niesamowity. Stąd pomysł, by nasza rodzima przychodnia oznaczyła swoje miejsca parkingowe i pacjenci wraz z numerkami do lekarza otrzymywali numerki na miejsca postojowe. Nachodzi czas zmian. Inaczej terroryzm parkingowy stanie się codziennym rytuałem.
Iwona Wymazał