Niewiele osób wie, że maskotką Gazety Powiatowej jest rybka. A właściwie Pan Rybek o znakomitym imieniu Henryk I. Nie jest to żadna złota welonka, która miałaby spełniać życzenia redaktorów goniących za sensacjami. Skądże, od spełniania marzeń mamy swoją redaktor naczelną, która stara się sprawiedliwie rozdzielać swoim poddanym promienny uśmiech. Wbrew domysłom nie jest to też pirania. Zwykle dziennikarze biegający po mieście jedzą mało i szybko, więc stworzonko nie pożyłoby długo przy redakcyjnej kuchni. Profilaktycznie pewien młody mężczyzna, który wyjątkowo zżył się z rybką, zażyczył sobie dopisku do imienia, przekonując, że jak odejdzie pod tęczowy mostek, nie będzie kłopotu z zapamiętaniem następnego imienia… dołoży się tylko cyferkę. Zaletą tej maskotki jest m.in. to, że redaktor naczelna nie powinna odróżnić zmian personalnych w akwarium, a my dzięki temu unikniemy klęczenia na grochu i wielogodzinnych zebrań umoralniających. Ale do rzeczy… Heniutek, ten z gatunku bojowników, wpływał na nas dość demoralizująco. Jego depresja maniakalna objawiała się przede wszystkim tępym wpatrywaniem się w jeden punkt oraz bezładnym zwisaniem barwnych płetw ogonowych. Nie pomagał nowy dywanik z piaseczku ani zgrzebne wodorosty. Heniutek z każdym dniem wyglądał coraz smutniej. Morale redakcji leciały na łeb na szyję. Jakaż to maskotka dla dziennikarza, który powinien niczym rekin błyskać pośród fal wiadomości, niczym lew ryczeć na całe miasto, niczym hiena nocą przemykać po niebezpiecznych zaułkach, a może niczym orzeł patrolować z góry całe miasto. Heniutek bynajmniej nie pasował do tego profilu. Każdy wie, że najpiękniejsze na świecie są galopujące kobiety, piękne konie, łajby pod pełnymi żaglami oraz bojownik z nastroszonymi płetwami. Poruszeni tym smutnym widokiem postanowiliśmy sprawić mu trochę radości i kupić bezimienną Isaurę. Natychmiast z Heniutka zrobił się Henryk I. Wachlował swoimi pięknymi płetwami i sprawiał pozory szczęśliwego przez jakieś trzy dni. Potem zrobił się dziwnie nerwowy i pływał w kółko za samiczką. Bezimienna wyraźnie miała dość zalotów, nawet wtedy gdy Heniutek był jedynym facetem w jej akwariowym świecie. Po kilku dniach udawała martwą, by mieć odrobinę spokoju. W ramach zemsty za urażoną męską dumę Heniutek zeżarł jej pół ogona. Historia ta odzwierzęca ukazała mi całkiem inna perspektywę związków męsko-damskich…
Jakież to szczęście mamy, że Bóg uczynił nas takimi jakimi jesteśmy. Doskonale dopasowani okrągłościami, tu brzuchem piwnym, tu obfitym mlecznym biustem, jesteśmy jak dwie polówki rajskiego jabłuszka. Ileż pułapek natury ominęliśmy. Nie pożeramy się po akcie seksualnym jak modliszki, nie uprawiamy seksu przez 10 godzin jak żółwie, nie zalecamy się przez rok jak kawki. Na szczęście nie rozmnażamy się wegetatywnie, bowiem depilacja czy obcinanie paznokci na zawsze straciłoby swój urok. Nie pączkujemy, przynajmniej niektórzy.
I dziękujmy za stworzenie nas w obecnej postaci, gdyż rozmnażanie bezpłciowe nie wydaje się dość atrakcyjne.
Iwona Wymazał