Nie każdy wie, że 1 listopada to Dzień Wszystkich Świętych, a dopiero 2 listopada to Dzień Zaduszny (w Polsce zwany Zaduszkami), kiedy wspominamy zmarłych, modlimy się na cmentarzach za ich dusze, zapalamy znicze i ozdabiamy groby. Te uroczystości zawsze przywodzą mi na myśl stare spotkania w domu babci. Pamiętam zapach chryzantem, zjazdy rodzinne, bigos i wieczorne opowieści o tym, jak się komuś powodzi. A to ktoś wyszedł za mąż, komuś się powiększyła rodzina, ciotka utyła, wujek schudł, a kuzyn wyłysiał. Przy szklance herbaty i kawałku ciasta, cała rodzina jednoczyła się w ten jeden wyjątkowy dzień. Dziś, kiedy brakuje najstarszych z rodu, wiele rodzin opuszcza takie spotkania. Każdy pozostaje przed telewizorem, odpoczywa, sprząta i wykorzystuje wolne dni na prace, na które codziennie brakuje czasu. Powoli Święto Zmarłych zamienia się w komercyjne świętowanie. Ale gdzieniegdzie jeszcze żyją stare zwyczaje. Nie brak tej gonitwy za najładniejszą wiązanką i największymi zniczami, żeby ciotka Helenka nie pobiła nas w tym roku. Cały rok groby zarastają trawą, a tydzień przed świętami wujek Zdzisiek pastuje i poleruje marmury na cmentarzu, by można się było w nich przejrzeć. Panie kupują nowe buty oraz wyjmują z szafy swoje futra i pachnące naftaliną zakładają na spacer po nekropolii, nawet jeśli słońce przyświeca jak w czasie lata. W kościele szturchają mężów w wykrochmalonych koszulach i kanciastych spodniach, by stali prosto, a dzieciaki szczypią w policzki by powróciły im rumieńce. Młodzież ukradkiem pakuje słuchawki do uszu i przykrywa włosami, żeby babcia mogła cieszyć się jak to wnusio ładnie kołysze się w rytm kazania proboszcza.
Jak donosi jeden z aktywnych mieszkańców Chotomowa, ponoć tamtejszy ksiądz proboszcz podczas nabożeństwa ogłosił, że przegonił referendalny parasol z terenu kościelnego i cmentarnego. Nie wiadomo, czy podpisał listę pod referendum o odwołanie wójt, ale przy okazji wysłuchał ile to ma domów i kasy na koncie. Co bardziej zapalczywi wierni, łapczywie czekali na ogłoszenia parafialne i skrupulatnie czytali tablicę ogłoszeń, by przekonać się, czy proboszcz zdecyduje się wywiesić tam swoje oświadczenie majątkowe. Kiedy nie doczekali się szczegółów, zawiedzeni udali się na cmentarze oraz do suto zastawionych stołów, by świętować jak co roku przystało. Z wódką, z bigosem, z sałatką jarzynową i sernikiem milej wspomina się zmarłych i plotkuje o żywych.
Najsmutniejszym akcentem tego święta była jednak dla mnie opowieść jednego z zacnych czytelników felietonów, który zastanawiał się co tkwi w ludziach, którzy decydują się na kradzieże na cmentarzach. Świeżo kupiona wiązanka kwiatów, wianek od najmłodszego wnuczka, ozdobny znicz za 50 złotych – to wszystko poleży na grobie zaledwie 10 minut. Po odejściu rodziny nagle znika… po to by znaleźć się ponownie przed cmentarną bramą. Kolejny zadowolony klient wydaje pieniądze na dowód pamięci dla kogoś bliskiego. Tak właśnie produkty z jednorazowych i intymnych, stają się wielorazowe…
dziękuję.
love is all around