Pewnego słonecznego popołudnia ksiądz, który w minionym tygodniu przestał być księdzem, siedział na drewnianym fotelu na moim tarasie. Zajadaliśmy się czekoladkami, które przyniósł. Ja notowałam, on udzielał wywiadu dotyczącego kolejnej akcji pomocy dla powodzian. Wspominał swoje rodzinne strony i opowiadał o reakcjach ludzi, którzy czekali na każdy choćby najmniejszy przyjazny gest. Zalane domy, brak środków do życia, brak pracy, oczekiwanie na przyjazd samochodu z darami od mieszkańców. Wsłuchiwałam się w słowa o biedzie i bezcennym uśmiechu, którym potrzebujący obdarowywali księży i jego pomocników. Każdy przedmiot zebrany wśród parafian był wówczas na wagę złota. Czy była to bluzka, sweter, wózek dziecięcy lub pierzyna, każdy przedmiot wart był dziesięciokrotnie więcej niż zwykle. Opowieści księdza zostały w mojej pamięci jak wystawa fotografii, która dobrze uchwyciła daną chwilę. Kiedy dowiedziałam się, że któryś z legionowskich księży zostanie oskarżony, przez myśl mi nie przeszło, że to właśnie on… Jestem zła, zawiedziona, ale jednocześnie współczuję mu samotności. Został sam.
Teraz to temat tabu. Zwykle nie mówi się o tym. Ktoś, kto zostanie raz naznaczony, nigdy nie wyjdzie czysty. Nawet ci, którzy znali księdza, nie wierzą w doniesienia medialne, czy też mieli wątpliwości co do jego osoby, nie chcą być wiązani z tematem. Trudno się temu dziwić. Łatwo się pisze komentarze, felietony, dużo trudniej zmierzyć się z rzeczywistością. Dużo trudniej wybaczyć, spotkać się z pokrzywdzonymi i zrozumieć.
Moje rozczarowanie dotyczy szukania wzorca, osoby, która bezinteresownie poświęca się ludziom. Gdyby nawet nie patrzeć od strony religii i pewnego rodzaju pośrednictwa, jest to zawód, który wymaga pasji i powołania. Lekarz, psycholog to zawody, które pełnią podobną rolę. Pokładamy w nich zaufanie, bo dotykają najbardziej intymnych stref naszego życia. Oddajemy nasze dzieci do szkoły mając nadzieję, że znajdą się tam nauczyciele, którzy nie będą nazywać ich debilami, bić po głowie, a poświęcą swój czas i uczciwie zajmą się kształceniem młodych ludzi. Zwierzamy się lekarzom mając nadzieję, że ci nie będą opowiadać o naszych problemach znajomym przy kawie. Powierzamy życie i zdrowie przypadkowym ludziom, wierząc, że nie zawiodą naszego zaufania.
Kiedy wydarzy się coś złego, a media rozgłoszą sprawę, każdy czyta piorunujące wieści, plotkuje pod sklepem, śmieje się z dowcipów. W Internecie ruszyła niedawno kampania, która podobnie jak zajmowanie się niezamkniętym dachem stadionu, teraz dotyczy życia duchownych. Rekordy oglądalności święci przerobiona okładka czasopisma dziecięcego, w którym w odpowiedzi na komentarz arcybiskupa, ktoś zamieścił prowokacyjne tytuły artykułów dla najmłodszych. Jednak ilu z nas zwraca uwagę na to, co codziennie dzieje się obok nas, na przemoc, alkoholizm, bicie dzieci, zły dotyk? Niewielu chce się wtrącać czy ingerować w sprawy, które nas bezpośrednio nie dotyczą. O tym wolimy czytać. I każdy komentarz w tej sprawie będzie nietrafiony i zły.