1 listopada zawsze kojarzył mi się z zapachem chryzantem i bigosem. Jako dziecko czekałam na ten dzień, by legalnie pobawić się zapałkami i zniczami. Jak co roku po odwiedzinach na cmentarzu i złożeniu kwiatów na grobach, ciotki i wujkowie zbierali się przy wspólnym stole i wspominali bliskich, którzy już odeszli. Ten dzień miał w sobie coś tajemniczego. Ciotki, zwykle wojownicze, niczym boskie Walkirie, były potulne jak owieczki i nawet nie fukały na swoich mężów. Ubierały najlepsze futra, choćby i słońce przygrzewało jak w lipcu. Wujkowie z oczami pełnymi łez, wzruszali się przy każdym toaście i opowiadali o dawnych podbojach sercowych. Każdy taki zjazd rodzinny był spotkaniem pokoleń. Dzieci bawiły się przy stole, psy czekały łapczywie na kawałek szynki ze stołu, a nastolatki trzymały się na uboczu. Teraz, po wielu latach, dostrzegam rolę tych najstarszych osób w rodzinie, które zwykle spajały wszystkie osoby razem. Kiedy brakło babć, do których należało obowiązkowo przyjść na szarlotkę, rodzina rozsiana po całym świecie, coraz rzadziej się spotykała. Kiedyś przyjdzie ten dzień, w którym sama jako najstarsza podejmę się tego zadania i będę zwoływać narady rodzinne w pierwszy dzień listopada. Póki co, siadam w szeregu wśród ciotek i obserwuję pojawiające się siwe włosy, zmarszczki oraz nowe dzieciaki, które biegają wokół stołu. W innych krajach, mimo że obchody Święta Zmarłych różnią się pod względem zwyczajów, w zasadzie chodzi dokładnie o to samo. Potrzebujemy więzi rodzinnych, korzeni, do których możemy wracać i pamięci o ludziach ważnych w naszym życiu. Modlimy się za ich dusze, zapalamy im świecę, lampion, kładziemy na ich grobach podarunki. Czy jest to w Japonii, gdzie według wierzeń dusze zmarłych wracają na Ziemię, czy też w Meksyku, gdzie wszyscy bawią się i świętują przy grobach zmarłych. Jeszcze niedawno pamiętam, jak babcia robiła sama kwiaty z bibuły. Teraz zamawiamy wiązanki w kwiaciarniach. Zwyczaje się zmieniają. Nie zmienia się tylko potrzeba spotkania raz na jakiś czas z rodziną i wspólne przeżywanie przemijania. Chociaż komercjalizacja wszystkich świąt daje się we znaki, to Święto Zmarłych na szczęście jest najmniej uciążliwe. Pieczone kiełbaski, cukierki, znicze i chryzantemy królują przed cmentarzami. Przed legionowską nekropolią pojawiły się też kolorowe baloniki z helem. Po święcie w poniedziałkowy ranek, kiedy niewyspani jechaliśmy do pracy, powitał nas przykry widok. Kartony, stare zwiędłe kwiaty, porzucone opakowania to efekt pozostawienia po sobie śmieci przez miejscowych handlarzy. Kto posprząta ten bałagan?
Idą kolejne święta. W sklepach już spotkać można Mikołaja, kupić łańcuchy na choinkę i wybrać bombki. Nieliczni myślą już o kreacji na sylwestra i zastanawiają się, gdzie spędzą ten wyjątkowy wieczór. Widziałam już kominiarza, który dość wcześnie zaczynał chodzić z kalendarzami. Za chwilę do domu wpadnie ksiądz na trzyminutową kolędę, a kolędnicy z jedną zwrotką kolędy zastukają w szybę. Pójdziemy posłuchać ulubionego prezydenta na rynku, pomarudzimy ile wydaje urząd na świąteczne oświetlenie miasta. Na środku Legionowa zapłonie na niebiesko urokliwa fontanna. I kolejny rok w Legionowie minie…