Komunikacja międzyludzka to nadal niedoceniana sztuka pomagająca człekokształtnym porozumieć się i zbudować określone relacje. Wbrew ogólnie przyjętej opinii nie wystarczy stać jak słup soli i wpatrywać się w bliźniego. Nie można też korzystać z Internetu, który działa raczej na zasadzie głuchego telefonu niż dialogu. Trzeba wykazywać więcej aktywności, marszczyć czoło, potakiwać, chrząkać, posapywać ze zrozumieniem lub nawet odpowiadać. Rozmawiać zawsze warto. Historia uczy nas, że brak komunikacji rodzi konflikty, które bywały zaczynem wojen i rzezi całych miast. Z tego też założenia wyszedł starosta, który zanim doszło do legalnej blokady drogi, próbował ukoić poddanych dobrym słowem i pochylił się nad losem swoich mieszkańców. W przeddzień demonstracji opuścił ciepłe odymione starostwo by zejść w niziny stanisławowskie i nory bobrów osobiście obejrzeć. Ten ukłon w stronę mieszkańców pozwolił uratować skórę wójtowi, którego wierni poddani chętnie by zwodowali Kanałem Bródnowskim. Tłum starszych pań z Nieporętu w ramach desperackiej próby zwrócenia uwagi na brak działań władz gminnych, zamierzał wstrzymać tiry, sunące po autostradowo-podobnym wyrobie. Wójt Wieliszewa, który przez pomyłkę zawitał na pikniku, wspomniał coś o historycznych działaniach dotyczących oczyszczania jakiegoś rowu. I tak się właśnie rodzą legendy. Jedni mieli bowiem cud nad Wisłą, a my cud nad Kanałem.
Wójt Nieporętu, który wsławił się żartem o tym, w jaki sposób pozbyć się wody z Kanału Bródnowskiego (więcej pić…), ma ostatnio dość kłopotów w swojej gminie. Królowie wracają. Najpierw kilka lat temu kładąc murawę na boisku szkolnym dokopano się do piwniczki króla Jana, potem pod biegającymi rozwrzeszczanymi uczniami w sali gimnastycznej odkryto jego siedlisko. Teraz problem co wybrać, czy obiekt sportowy który oczaruje piękną panią dyrektor szkoły, czy też pochylić głowy przed historycznym spadkiem swoich przodków i odkopać królewski zamek. Ale póki kasy nie ma, póty alkowy króla Jana Kazimierza pozostaną tajemnicą. I tak się właśnie rodzą legendy. Jedni mieli bowiem bazyliszka, a my zaś jeszcze swojego potwora nie znamy.
Kiedy w słynny piątek przy drodze K61 starosta ugasił złe emocje ludu, wstrzymał lincz wójta i wysłuchał żali, atmosfera rozluźniała się na tyle, że niektórzy zawstydzeni chowali za plecami transparenty z hasłami o niemocy lokalnych władców. Gdyby nie silny, zimny wiatr zgromadzony tłum zorganizowałby kijki, kiełbaskę i blokada drogi zamieniłaby się w wesoły piknik. Siła oddziaływania głosu starosty niosła się po podmokłych polach niczym zaklęcia Albusa Dumbledora, bo trzeba być bardzo dzielnym, by stawić czoło wrogom, ale tyle samo męstwa wymaga wierność poddanym. Wprawdzie nie wyczarował wtedy patronusa, ale podniósł na duchu obecnych, wymawiając obietnice, które niełatwo spełnić. Bowiem obojętność i lekceważenie przyrzeczeń często wyrządzają wiele krzywd, trudnych do naprawienia w dzień wyborów. A prawda to cudowna i straszliwa rzecz, więc trzeba się z nią obchodzić ostrożnie. I tak rodzą się legendy. Kiedy inni mają piątek trzynastego, u nas piątek czternastego, kojarzy się z kinem rodzinnym i magią dobrotliwego władcy.
Iwona Wymazał