Jakiś czas temu, jeszcze kiedy śnieg zalegał na legionowskich parkingach, a machanie łopatą było codziennym treningiem dla właściciela kawałka chodnika, młodzież szkolna zauważyła, że na działce koło muzeum wszystkie drzewa zostały oznaczone jakąś liczbą.
Ten teren w minionym roku miał nadzieję sprzedać nasz prezydent, by pokryć nieistniejące długi miasta i by starczyło na wszystkie fajerwerki i inwestycje gminne. Podążając tym tropem wysłałam pytania do referatu marketingu. – Jakie działania podjął UML od momentu ogłoszenia przetargu w minionym roku na te tereny? W jakim celu zostały oznaczone drzewa na terenie wokół Muzeum Historycznego w Legionowie przy ulicy Jagiellońskiej/Mickiewicza? – zapytałam. – Od momentu odwołania przetargu Urząd Miasta Legionowo nie podjął żadnych działań na rzeczonym terenie. Obecnie nie ma również decyzji co do dalszego postępowania w tej sprawie – odpisała miła pani Anna. Jeśli zaś chodzi o numerki na drzewach, w odpowiedzi na pytania, poinformowano mnie, że drzewa na terenach położonych wokół Muzeum Historycznego nie zostały oznakowane ani przez pracowników UML ani na ich wniosek. –Nie posiadamy informacji, kto i w jakim celu oznakował drzewa. Znaki nie wyrządziły szkód w drzewostanie – napisał marketing. Uspokojona, że drzewom nie stała się krzywda, uprzejmie doniosłam straży miejskiej o nielegalnym graffiti, jakie ktoś wykonał na miejskim skarbie. Niestety przez dwa tygodnie nie odnaleziono sprawcy, a nawet posądzono mnie o prowokację.
Z tymi drzewami to jest śmiesznie. Niedawno pisałam o dziewczynie, która widząc jak autochtoni wycinają potężnego kasztana z jej własnego ogródka, wezwała na pomoc policję. Odważni funkcjonariusze spisali delikwentów i sprawa wlokła się kilka miesięcy. Efektem tego będzie prawdopodobnie umorzenie sprawy, bowiem kasztanka wyceniono na całe 85 zł. Autochtoni w czasie gromadzenia dokumentacji zdołali zgrabnie pociąć drzewo na kawałki i wynieść do swojego piecyka. Ale nie daj Boże, jak wytniesz drzewo z działki gminnej… Jeśli nie jesteś pracownikiem urzędu, kary są dramatycznie wielkie i porównywalne do ceny samochodu. Ocena sytuacji zależy czasem od strony, którą reprezentuje urzędnik. Jeśli w rodzinie ma szalonych drwali, albo na działce ma powstać urocza willa, nikt nie zwraca uwagi na jakieś kilkanaście zbędnych drzew. Jeśli jednak trzeba postarać się o spektakularne efekty i ukarać niepokornego petenta, można wykonać nawet szczegółowe badania próbek gleby wokół drzewa, które uschło.
W ostatnim czasie w Gminie Jabłonna mieszkańcy protestują przeciw zmianie działek leśnych na budowlane. Oznacza to bowiem wycinkę drzew i zniknięcie drzewostanu. Trwa walka o drzewa. Jednak największą trudność sprawia zidentyfikowanie właścicieli działek, zwłaszcza że jak gminna wieść niesie, wśród nich znajdują się jabłonowscy radni. Jak zakończy się cała historia, nie wiadomo. Sprawą zajęły się stacje telewizyjne i radiowe, a wójt obiecuje pozytywne zakończenie historii. Mam nadzieję, że zgodnie z hasłem promocyjnym gminy –„Jabłonna naturalnie”. Chociaż słowo „naturalnie” może w tym wypadku oznaczać nie tylko powrót do zachowań eko-marketingowych, ale również do naturalnych zachowań urzędniczych. Drzewa nie mówią. To ważne, by o tym nie zapominać…
iw