Dzień Niepodległości jak co roku oczywiście nie minął niepostrzeżenie… Paląca się tęcza stała się symbolem entuzjazmu młodych ludzi, którym nie wystarczyło machanie biało-czerwoną chorągiewką. Na dworze ziąb, więc któryś z uczestników marszu niepodległości, połączył sztukę uliczną z praktycznym zastosowaniem tej kolorowej ozdoby. Tęcza niestety nie spełniła swojej roli tak jak wykładane w większe mrozy na przystankach autobusowych koksowniki. Paliła się szybko i dała tylko krótkotrwałe uczucie ciepła. Jednak dzięki temu wydarzeniu wśród Polaków rozgorzała na długo dyskusja, czy płonąca tęcza jest symbolem buntu, protestem przeciw gejom, czy też zwykłym wandalizmem. Co bardziej bojowniczy księża widzieli w tym znak boży, bowiem nigdy nie tolerowali symbolu rozpusty na placu Zbawiciela. Przypuszczam, że lada chwila co bardziej przewidujący biznesmeni, wyprodukują tęczowe zapałki lub jednorazowe tęczowe choinki.

Jedna z zacnych legionowianek szepnęła mi ostatnio do uszka, że Legionowo to kulturalne i spokojne miasto. Gdyby tęcza powstała w Legionowie, nic takiego jak w Warszawie by się nie stało. U nas płoną jedynie stare zabytkowe domy, stojące na działkach przeznaczonych na sprzedaż. Płoną łąki podpalane przez znudzonych wagarowiczów i uczucia do naszych samorządowych władz. Czasem ktoś nagryzmoli na elewacji nowego bloku jakiś czarny zakrętas, spali przyciski w windzie lub kopnie kosz na śmieci. Co bardziej zdesperowani napadną na punkt kasowy, by dać zajęcie lokalnej policji. Najodważniejsi próbują co kilka miesięcy wlać płyn do mycia naczyń do legionowskiej fontanny. Jest ona jednak pilnowana przez czujnych i szybkich strażników miejskich, którzy błyskawicznie reagują na wszelkie objawy nieposłuszeństwa obywatelskiego. A ten, kto się choć raz narazi szarmanckiemu komendantowi Straży Miejskiej, na widok munduru lub wąsów będzie drżał jak osika do końca życia.

Ten błogi spokój zawdzięczamy dobrej współpracy między władzami samorządowymi powiatu legionowskiego. Jak wyznał ostatnio prezydent legionowa, ze starostą uczył się współdziałać już w zerówce szkoły podstawowej nr 2 w Legionowie, prawie 35 lat temu. Chłopcy wyrośli na III Parceli, prawdopodobnie ciągali za warkocze te same piegowate dziewczynki i ranili kolana spadając z tych samych drzew. Nic więc dziwnego, że nic się nie dzieje na legionowskim podwórku bez ich wiedzy. Pod ich okiem tęcza by nie spłonęła. Dlaczego? Bo u nas nie organizują Marszu Niepodległości. Najmłodszych legionowian goni się po lasach za żołędziami, zadziorne matki tuczy się rogalami marcińskimi, a entuzjastów przemocy, smażoną pod Areną kiełbasą. Inteligencja podgląda, jak się nadziewa gęsie dudy, a starosta z prezydentem mogą spokojnie odpoczywać. Teraz mają jednak inny problem. PIS żąda nazwania największego ronda w Legionowie imieniem państwa Kaczyńskich. Jeśli to się stanie, komendant SM dostanie leżak, lizak, kocyk i stały przydział na środku ronda.