Podczas tych wakacji, kiedy wraca Harry ze swoim magicznym męczeństwem w wersji 3D, a kolorowe pocztówki i ankiety znów królują w Legionowie, stoję w korkach na Warszawskiej i modlę się, żeby do Legionowa przyjechali Chińczycy. Niech robią cokolwiek: znaczki na pocztówkach przyklejają, kierują ruchem lub karmią kierowców rzucających łaciną w kolorowych puszkach. Pretensje, że brak innych przejazdów i widoków na tunele można sobie w buty wsadzić, bo nasze macki poza Legionowo nie sięgają. PKP to inna piaskownica, stolica to obcy plac zabaw, więc z grabkami trudno się tam pchać nawet gdy głos ludu jest za nami.
Mam nadzieję, że tym razem nie pojawią się sprostowania dotyczące porównania władz do części ciała ośmiornicy czy daleko posunięte domysły dotyczące organizacji mafijnych. Chociaż z drugiej strony czytanie listów od czytelników zawsze wprawiało mnie w dobry humor. Doświadczam wtedy pełnych emocji chwil, kiedy ze zdumieniem stwierdzam, że ktoś mnie bierze na poważnie. Bo choć w felietonach sama prawda jest i tylko prawda to czy jest ona jedyna i obiektywna, to już tego nie potwierdzę. Łagodnie mówiąc, z prawdą jest jak z pępkiem (wersja light) każdy go ma, ale każdy swój własny… tak więc, jeśli prowokacje i prawdy zasłyszane wśród ludu pracującego wzbudzą jakieś emocje, zapraszam do wylania ich na ekran w miejscu zwanym komentarzami. Będzie to wyrazem sympatii lub nienawiści, bo nic nie jest gorsze od obojętności. Będę czytać, choćby miało mnie to zabić.
Czytanie jest dla mnie taką samą formą istnienia jak oddychanie. Ludzie z bojaźnią podchodzą do książek, a listów wręcz nienawidzą. I tak jakbym zobaczyła mojego znajomego z książką w ręku pomyślałabym, że szuka szewca w książce telefonicznej, sprawdza rachunek sumienia, bowiem dowiedział się, że pozostało mu dwa miesiące życia, lub studiuje ulotkę jak się oszczędnie rozwieść. I ma rację… bo niewiele osób wie, że czytanie zabija. Kilka tygodni temu pisałam o zwyczajach godowych ludzi na podstawie zachowań u ryb. I takim delikatnym przykładem testosteronu miała być nasza maskotka redakcyjna, rybka Henryk. Kiedy jeden z kolegów umknął na urlop, zniknął także Heniutek. Wszyscy byliśmy pewni, że oboje zataczają się beztrosko w barach rybackich, zajadając się frytkami i otwierając usta do wszystkich ładniejszych okolicznych samiczek. Mieliśmy nadzieję, że w czasie połowów dobrze się razem bawią. Niestety podczas porządków odnaleźliśmy ciało Henryka. Zmarł tragicznie. Trochę się wysuszył. Oddaliśmy jego resztki morzu, licząc na sprawny legionowski system kanalizacyjny. W akwarium została samiczka bardzo zadowolona z odmiany. Kolega redakcyjny wrócił opalony znad morza i z żalem patrzył na zielone fale i radosną samiczkę, która oddawała się kąpieli słonecznej na parapecie, tańcząc samotnie wśród roślinek.
Henryk zmarł. Nie wiadomo czy była to śmierć samobójcza, czy wypadek. Jego łuski znaleźliśmy w pudle z książkami. Leżał pomiędzy „Końcem niewinności” Jean-Yves’a Potela a „Musiałam odejść” Nadżwy bin Laden. I tak oto można dowieść bezsprzecznej prawdy, że czytanie zabija. Dlatego warto dołączyć do tego felietonu w ramach zapobiegania stresom… odrobinę wakacyjnego, relaksującego uśmiechu.
Iwona Wymazał