(made in UMiG Serock)
Tak, tak…. Nie rozczaruję Państwa, tym razem również mój wpis będzie traktował o Serocku, o tym jakie nowe, wręcz innowatorskie, metody znaleźli tutejsi urzędnicy i włodarze, na mniej lub bardziej celne rzucanie przysłowiowych kłód pod nogi. A komu rzucają? Cóż, najprościej i obawiam się, że najtrafniej, byłoby napisać, że wszystkim, jak leci, po kolei; chcesz coś od nas? To ciach… masz, kłoda raz.. chcesz jeszcze?? Bach! Kłoda dwa.. ZNOWU TY??? (jakiś prawdziwy natręt się trafił!)…. TADAM, tutaj leci już „ciężka amunicja”, kłody trzy + pułapki w rodzaju „napiszmy cokolwiek, aby dużo, to i tak nikomu się nie będzie chciało czytać”. I tak w koło Macieju.. w pewnym momencie dany urzędnik tak już się zapętli, pogubi w tym co mówił/pisał wcześniej, że odbiorca takiej korespondencji dochodzi do jedynego słusznego wniosku … mam do czynienia z „piiiiiiiiiiiiiiiiiiiip” (CENZURA).
No dobrze, ale po kolei…
Jak Państwo wiedzą, zarówno ja, jak i współautorka tego bloga, reprezentujemy szeroko pojęte środowisko pro-zwierzęce. Obydwie jesteśmy pełnomocnikami jednej z Fundacji, która swoje działania skupia nie tylko na realnej pomocy bezdomnych zwierzętom, ale również stara się propagować posiadaną wiedzę i doświadczenia wśród urzędników, którzy jako pracownicy poszczególnych gmin, są bezpośrednimi decydentami o losach konkretnych zwierząt. To właśnie od ich decyzji, często dobrej/złej woli, zależy życie , być albo nie być, niejednego bezdomniaka. Co ważne, to właśnie również te osoby dysponują środkami publicznymi, które w każdej gminie są przeznaczane na ten cel (zgodnie z ustawą, opieka nad bezdomnymi zwierzętami należy do zadań własnych gminy). Doświadczenie uczy, że kiedy mamy do czynienia ze środkami publicznymi, sposób ich wydatkowania powinien być dokładnie sprawdzany, a przede wszystkim nie stanowić tajemnicy. Na szczęście mamy takie coś jak ustawa o dostępie do informacji publicznej. Zgodnie z zapisami tej ustawy każdy obywatel ma prawo wystąpić do urzędu o udostępnienie mu danych informacji. I tutaj zaczynają się schody (bądź też kłody o których wcześniej już wspominałam), którym, dla przejrzystości, nadałam numery.
Schodek/kłoda nr 1. INFORMACJA PRZETWORZONA
O co chodzi? Ano o to, że zdaniem niektórych urzędników podejście do szafy w biurze, wyjęcie z niej segregatora, z którego to natomiast „petent-natręt” żąda wyjęcia konkretnego dokumentu, zeskanowania go i przesłania do niego…. To „szereg czynności wymagających analizy dokumentów źródłowych, w połączeniu z zaangażowaniem w te czynności znacznych grup pracowników”. Hmmmmm…. Na myśl o zaangażowaniu znacznych grup pracowników, oczami wyobraźni widzę jak dwóch pracowników trzyma krzesło, na krześle stoi trzeci pracownik i sięgając do najwyższej półki, napotyka na czwartego pracownika, który już tam jest i próbuje mu dać dany segregator.
Schodek/kłoda nr 2. ISTOTNY INTERES PUBLICZNY
Jak już udało nam się przebrnąć przez punkt 1 i wytłumaczyć organowi administracji publicznej, że nie ma racji i że żądana przez nas informacja nie ma charakteru informacji przetworzonej, otrzymujemy „uroczą notkę”, że OK, może i nie jest przetworzona, ale po co nam ta informacja? Udowodnij, obywatelu, że to czego chcesz jest szczególnie istotne dla interesu publicznego. Nie udowodnisz? No to sio ze swoimi zachciewankami, fora ze dwora, zawracać głowę komu innemu, a nie ciężko pracującym pracownikom samorządowym! Oczywiście, jak Państwo się zapewne domyślają, również w przypadku takiej odpowiedzi urząd świadomie (w każdym razie mniej lub bardziej świadomie) nagina zapisy wspomnianej wyżej ustawy o dostępie do informacji publicznej. Dlaczego? Ponieważ „obowiązek wykazania braku istnienia tej przesłanki ustawowej spoczywa na urzędzie”. A zatem to urząd jest zobowiązany wykazać nam, że dana informacja nie jest istotna dla interesu publicznego, a nie na odwrót.
Schodek/kłoda nr 3. (od momentu wysłania naszego pierwszego wniosku, właśnie minął miesiąc)
Grrrrrrr….. się trafił taki co to chce mu się czytać ustawęL
No dobrze.. niech ma, dostanie. ALE NIE TERAZ! Niech poczeka dwa miesiące.
I w ten oto sposób, po upływie TRZECH MIESIĘCY, nasza prośba/wniosek o zeskanowanie kopii kilku dokumentów, zostaje spełniona.
Czy to już wszystko?
Nie, w Serocku, w tutejszym UMiG, pracownicy stworzyli i z powodzeniem wprowadzili w życie, POZIOM MASTER.
Poziom Master zarezerwowany jest dla wyjątkowo dociekliwych interesantów. Nieskromnie dodam, że obydwie autorki tegoż bloga, weszły w poczet wspomnianych „dociekliwych” i tym samym, ich wnioski rozpatrywane są od razu na poziomie Master.
Gdzieś pomiędzy schodkiem 2 i 3, mamy kłodę 2.1, czyli: damy czego żądasz, ale zapłać.
Wspominałam już, ze jesteśmy pełnomocnikami Fundacji? Dla wyjaśnienia dodam, że fundacje, jako organizacje pozarządowe, działające nieodpłatnie, są zwolnione z takich opłat administracyjnych.
Kłoda 2.2 jesteś pełnomocnikiem? UDOWODNIJ.
wysyłamy stosowny skan pełnomocnictwa.
Kłoda 2.3 chcemy oryginał.
Macie już od kilku miesięcy. Drugiego nie dostaniecie.
Kłoda 2.4
Daj swój adres na jaki mamy wysłać odpowiedź.
?????????????????? (dodam, że od kilku miesięcy urzędnicy z Serocka regularnie wysyłają korespondencję do jednej z nas POCZTĄ POLSKĄ).
Czytamy jeszcze raz…. Nie wierzymy.
I taka właśnie urocza wymiana korespondencji trwa, trwa i trwa… końca nie widać. Coraz częściej odnoszę nieodparte wrażenie, że to działanie ukierunkowane na „aby do listopada, aby przetrwać”. Zacisnąć zęby, kosztem zrobienia z siebie „piiiiiiiiiiiiiip” wypisać kolejne kalumnie, nietrzymające się niczego, o kupie nie wspominając, steki urzędniczych bzdur.
Ostatnio, to pewnie przez mój tegoroczny miesięczny urlop, znalazłam w sobie odrobinę empatii dla tych osób, nawet więcej, zaczęłam im współczuć. Uświadomiłam sobie, że w 99% przypadków, zwłaszcza w tym konkretnym urzędzie, za powstawanie takich pism odpowiadają włodarze, to oni podejmują decyzje „udostępnić czy nie”, a urzędnicy, którzy pod tymi dokumentami składają swoje podpisy, są jedynie bezwolnymi wykonawcami czyjejś woli. Smutne to.. zwłaszcza, że nigdy nie mogą być pewni czy za trzy miesiące nadal będą pisać pod dyktando tej samej osoby.
No cóż… Mam podobne doświadczenia z UMiG w Serocku. Urzędnicy utrudniają dostęp do informacji publicznej z czystej złośliwości lub (i) mają coś do ukrycia. Tak, czy inaczej muszą mieć świadomość (zwłaszcza młody kierownik referatu Karpiński), że naginanie prawa, które stosują, może się na nich kiedyś zemścić, a osoby, które występują do urzędu o informacje i tak (wcześniej, czy później) dojdą do prawdy.
Ale zanim dojdą do prawdy to prawda ta nikogo poza dochodzącym nie będzie interesować.
A może młody kierownik referatu jak pójdzie po odbiór swojej pensji na którą złożyli się podatnicy powinien przedstawić : zaświadczenie o ukończeniu przedszkola , o zaszczepieniu na świnkę i tyfus plamisty, o ukończeniu kursu BHP ( przetłumaczona na międzynarodowy język angielski ) itd itd itd . W Serocku jak w serialu Kiepscy.