Odpowiedzialność urzędnicza jakoś tak w ostatnich czasach jakby wzrosła. Wielu zależy na tym, żeby ich działania były jasne, a decyzje przewidywalne. Wydaje się że wszystko jest dość proste. Słuchamy potrzeb mieszkańców, planujemy, zatwierdzamy i realizujemy. Jak się okazuje nie zawsze. Czasem lat nie starcza, żeby mieszkańcy doczekali się inwestycji które są dla nich „być albo nie być”.
Dacie Wy, dam ja
W ostatnim czasie miałam okazję być świadkiem jak to kilkanaście osób zostało przez uznawanego do niedawna za bardzo poważnego urzędnika zrobionych w tak zwaną „trąbkę”. I to nie ot tak, ale na spore pieniądze. Właściciele nieruchomości przy nowopowstającej ulicy zwrócili się w swoim czasie do włodarza gminy o budowę wodociągu. W wyniku swoich zabiegów otrzymali na piśmie obietnicę, że jeśli przygotują dokumentację, inwestycja zostanie wprowadzona do budżetu. Sprawa miała miejsce kilka lat temu. Mieszkańcy wysupłali pieniądze które pozostały im po zakupie działek i przygotowali dokumentację. A wody jak nie ma, tak nie ma.
Mnie tam nie zależy
Najbardziej zdeterminowani dowozili wodę do budowy i kontynuowali swoje dzieło. Niektórzy nie mieli wyjścia. Przecież zakup działki to koszty, budowa jeszcze większe. Nierzadko pokrywane z zaciąganych kredytów. Czas mijał, a wody na Słonecznej Polanie nadal nie było. Wspomnieć należy że z powodu planów dotyczących wodociągów, również z ulicą nic się nie zadziało. Inwestorzy tracili zatem zawieszenia aut dowożąc na nieszczęsne budowy oprócz materiałów budowlanych tysiące litrów życiodajnego płynu. Kiedy wzburzeni mieszkańcy wysłali swojego przedstawiciela do urzędu gminy, ten w zaciszu gabinetu usłyszał, że burmistrzowi nie zależy na nowych mieszkańcach, bo będzie musiał im zapewnić infrastrukturę, „zrobić” ulicę, a potem jeszcze ją oświetlać i odśnieżać.
Ostatnia deska ratunku
Zbulwersowani mieszkańcy postanowili szukać pomocy w Radzie Miejskiej. Kiedy przyszli na sesję i opowiedzieli swoją historię, usłyszeli że mogli zwrócić się do swoich radnych aby złożyli wniosek do budżetu. Szok zarówno mieszkańców jak i radnych był niebywały. Autor kolejnych projektów budżetów, który na piśmie obiecał mieszkańcom że zajmie się ich sprawą, próbował przy pomocy wiceprzewodniczącego Rady zrzucić swoją ewidentną winę na radnych, którzy nie mieli bladego pojęcia o całej sprawie.
A winnego nie ma
To jednak nie wszystko, kiedy zrozpaczeni kompletnym zignorowaniem ich sprawy mieszkańcy opuścili salę posiedzeń, jedyny winny całej sprawy stwierdził że decyzję o życiowych inwestycjach jakimi są zakup działki i budowa domu należy podejmować odpowiedzialnie. Jak się okazuje pismo organu administracji samorządowej w którego kompetencjach jest zarówno projekt jak i realizacja budżetu, zapewniające mieszkańców o planowanej w konkretnym terminie inwestycji, jest niewystarczające.
Pytanie nasuwa się samo: kto tu jest nieodpowiedzialny?
kolejne „złote myśli” Sokolnickiego…
mnie osobiście przypomina się sytuacja z sesji grudniowej.. sprawa mieszkańców Pekinu, którzy również zostali zrobieni w trąbę przez Sokolnickiego.. i wtedy też Pan „złote myśli”… błyszczał historiami o truskawkach wtedy jak zainteresowani wyszli.
ta sytuacja była identyczna. mnie zastanawia jeszcze jedno.. Pan lutomirski, który jest wyjątkowo sprawnym demagogiem, zapomniał, że swoją funkcję pełni z woli społeczeństwa, a nie Sokolnickiego.
Żeby nie ci roszczeniowi mieszkańcy, ach żyłoby się, żyło w ratuszowym gabinecie… Ciągle czegoś chcą – no wprost nie do zniesienia.
Czyli na kogo nie zagłosują??
Od złotych myśli Pana Sylwka są tylko lepsi Państwo Radni „złotouści” – bo przecież milczenie jest złotem , i Oni ( wybrańcy społeczeństwa , a może namaszczeni przez „złotomyślnego”) o tym wiedzą.