„Wyjazd w ciemno” to jedna z wieloletnich tradycji legionowskiego szczepu Awangarda. Kadra oraz wędrownicy ze szczepu wyruszają na kilkudniową podróż, co roku w inne ciekawe miejsce.
Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie to, że cel naszej podróży jest znany tylko kilku osobom, tym którzy go organizują. Reszta uczestników daje się porwać przygodzie i może tylko zgadywać, gdzie ich poniesie.
W tym roku termin naszej wyprawy przypadł na ostatni weekend ferii. W piątek, 13 lutego, wyruszyliśmy do Warszawy, by następnie przesiąść się do pociągu jadącego do… Wrocławia. Jednak miał być to jedynie przystanek w naszej podróży. Podróż minęła szybko i już koło 14 mogliśmy podziwiać uroki jednego z najpiękniejszych polskich miast. Pogoda nam sprzyjała, był to jeden z pierwszych słonecznych dni nowego roku. Po szybkim uzupełnieniu zapasów i zjedzeniu czegoś byliśmy gotowi do dalszej podróży. Naszym środkiem do ostatecznego celu podróży okazał się autobus, całkiem zwyczajny pks zmierzający do miejscowości o nazwie Piskorzyna.
Po dwóch godzinach wysiedliśmy w całkiem zwyczajnej wsi. Było już zupełnie ciemno, gdy udaliśmy się w ostatni etap podróży przed poznaniem jej celu. To, co szczególnie zapadło nam w pamięć, to nocne niebo. Całe rozświetlone gwiazdami widocznymi jak na dłoni, bez chociażby jednej chmury. Coś niesamowicie pięknego i niepowtarzalnego.
Pierwszą wskazówką co do miejsca, w którym mieliśmy się zatrzymać, był zapach, 100% koński zapach. Jednak jeśli spodziewaliśmy się zwyczajnej stadniny, to zdecydowanie się przeliczyliśmy. Otóż celem naszej podróży okazało się schronisko dla koni Fundacji Tara. Właściciel, człowiek pełen pasji i charyzmy, pokrótce zapoznał nas z historią tego miejsca, oraz z wizją całej Fundacji. Tary istnieje od około 20 lat i jej celem jej pozyskiwanie koni, które mają zostać sprzedane do rzeźni i zapewnienie im godnej przyszłości. Wiele z nich to konie stare, nie mające już siły do pracy i z tego powodu sprzedawane, ale znajdują się tam także źrebaki oraz konie dotknięte różnymi chorobami. Pracownicy Tary to ludzie, którzy gotowi są do ciężkiej pracy, aby uratowanym zwierzętom zapewnić godny los. Bowiem w Tarze oprócz koni schronienie znalazły psy, koty, krowy oraz kozy. Obecnie głównymi celami Fundacji jest: zakaz zabijania polskich koni na mięso, zakaz hodowania koni na mięso a także zakaz transportu polskich koni do zagranicznych rzeźni.
W sobotę wstaliśmy wcześnie, by już od początku dnia zobaczyć, jak wygląda życie w Tarze. I już na starcie okazało się, że praca nie należy do lekkich, ale zdecydowanie do tych, które sprawiają człowiekowi ogromną radość i satysfakcję. Pierwszy punkt dnia: nakarmienie zwierząt. Trwa to dłuższą chwilę, ponieważ samych koni jest am około 117. Później wraz z pracownikami zajęliśmy się sprzątaniem boksów, w których konie mieszkają. W ruch poszły widły, taczki, łopaty i grabie.
Wieczorem zebraliśmy się wszyscy razem na odprawie. Po omówieniu rzeczy ważnych i ważniejszych, przyszedł w końcu czas na odpoczynek. Ranek rozpoczęliśmy od nakarmienia koni, następnie szybko się spakowaliśmy i wyruszyliśmy z powrotem do Wrocławia. Niestety, nie mieliśmy zbyt dużo czasu na obejrzenie tego pięknego miasta, lecz już na pierwszy rzut oka było widać, że nie brak mu uroku. Po uczestnictwie we Mszy Świętej i szybkim posiłku wsiedliśmy do pociągu zmierzającemu do Warszawy.
Aleksandra Mazewska