Harcerzem zostałem w sposób bardzo typowy. Będąc w trzeciej klasie Szkoły Podstawowej. W trakcie jednej z lekcji odwiedził nas drużynowy w mundurze harcerskim i powiedział kilka ciekawych zdań o harcerstwie i zaprosił nas na zbiórkę.
Na tym kończy się typowość mojego początku w harcerstwie. Nietypowe było to, że drużynowym był mój starszy brat, który prowadził wtedy 17 Drużynę Harcerską „Kamyki”. Był on był nowym drużynowym, czym mnie bardzo zaskoczył, bo w domu nie zdradził nam tego faktu. Moja ciekawość była na tyle duża, że poszedłem na zbiórkę, która bardzo mi się spodobała. Szczególnie spodobały mi się gry i zabawy w lesie wymagające od nas aktywności. Miałem wtedy dziesięć lat i zupełnie nie docierała do mnie idea ruchu harcerskiego, ale ciekawość, co będzie na kolejnej zbiórce powodowała, że wyczekiwałem weekendów i brałem w nich udział. Tak zacząłem chodzić na zbiórki, latem pojechałem na mój pierwszy obóz, podczas którego wybrano mnie zastępowym i już wtedy miałem okazję wykazać się odpowiedzialnością za zadania, które przyszło nam wykonywać, ale także za pozytywną atmosferę w zastępie. Na tym obozie złożyłem przyrzeczenie i otrzymałem krzyż harcerski. Bardzo miło to wspominam i pamiętam w szczegółach jak wyglądał ten niezapomniany świt nad jeziorem Gołdapiwo w 1996 roku. Po wielu latach, kiedy zupełnym przypadkiem z gronem znajomych trafiłem w tamte strony, zrobiłem sobie taką sentymentalną wędrówkę brzegiem jeziora, by dotrzeć do miejsca, w którym stałem się pełnoprawnym harcerzem. Oczywiście znalazłem to miejsce. Trochę się zmieniło przez te kilka lat, ale wiele elementów pozostało takimi jak je zapamiętałem z mojego przyrzeczenia. Był pomost, który swym wyglądem zdradzał swój wiek i nienajlepszy stan, był kamienny krąg przy brzegu. Było kąpielisko, na środku którego tamtego pamiętnego poranka paliło się ognisko. Tak, ognisko było tak fajnie zrobione, że sprawiało wrażenie, jakby pływało po lustrze wody. Przypomniałem sobie jakie piosenki wtedy śpiewaliśmy i to, że przyrzeczenie składałem z kilkoma kolegami. Ucieszyłem się, że trafiłem do tego miejsca, wiele fajnych zdarzeń mi wtedy powróciło w pamięci. To było niezapomniane przeżycie. Wróciłem wtedy do znajomych, których zostawiłem na polu namiotowym, ale długo jeszcze myślałem o tym wydarzeniu. Moje harcowanie trwało około trzech lat. Potem drużynowy rozpoczął studia i drużyna przestała funkcjonować. Próbowałem poznawać dalej harcerstwo w innych drużynach, ale to nie było to samo co w mojej pierwszej drużynie. Harcerstwo pozostawiłem na kilka lat. Wróciłem mając lat szesnaście. Drużynowy Tomoń zaproponował mi wyjazd wspinaczkowy z jego drużyną do Jury Krakowsko – Częstochowskiej. To były początki działalności Szczepu „Awangarda”. Dużo wędrowaliśmy, dużo wspinaliśmy się na skały, atmosfera była bardzo fajna i w taki sposób zostałem w drużynie druha Tadzika Sawickiego. To był taki intensywny harcerski czas w moim życiu. Obfitował w wiele wędrówek poznawczych. Niezwykle aktywnie spędzaliśmy czas. Zbiórki potrafiły zaczynać się w piątek w nocy, a kończyły się w niedzielę nad ranem. Każdy weekend mieliśmy fajnie zorganizowany. Później zaobserwowałem, że jednak moje potrzeby poznawcze wzrosły, a działania drużyny nie wyczerpały mojej ciekawości świata. Poznałem wielu wartościowych instruktorów, z których każdy próbował mnie w jakiś sposób pokierować w stronę służby instruktorskiej. Pewnie kilka osób miało udział w tym, że tak się stało, ale największy na pewno miał Piotrek Korczak, który zamiast mówić mi jakie to jest fajne i pożyteczne po prostu zaproponował mi funkcję oboźnego na obozie, który organizował. Był to pierwszy obóz w hufcu, który odbył się po kilku latach przerwy, kiedy hufiec nie organizował akcji letnich. Była to w Krynica Morska w 2006 roku. Było nas wtedy bardzo mało, około czterdziestu osób. Dla porównania podam, że w ostatnich latach w obozach bierze udział ponad trzysta osób z naszego hufca. Ale to były właśnie dobrego początki. Wtedy odrodziła się u nas tradycja wspólnego przeżywania wakacji po harcersku. Bardzo mi się spodobało i sam chyba także sprawdziłem się w roli oboźnego, co było dla mnie takim osobistym testem mojej sprawności zarówno fizycznej, psychicznej i oragnizatorskiej, jaką nabyłem w harcerstwie. Po obozie wróciłem do drużyny, ale nie do końca się odnajdywałem w roli szeregowego członka. Obudziła się we mnie potrzeba stworzenia swojej drużyny i wzięcia za nią odpowiedzialności, wychowania zaradnych harcerzy, tak jak kiedyś moi drużynowi zrobili to ze mną i moimi kolegami. Tych myśli było dużo, ale jakoś brakowało mi motywacji do zrobienia tego pierwszego kroku. Przez najbliższy rok nic się nie zadziało w tym temacie, ale szybko przyszła następna wiosna, kiedy Piotrek Korczak zaproponował mi powtórne podjęcie roli oboźnego w Przerwankach. Zgodziłem się. Podczas obozu upewniłem się, że chcę założyć swoją drużynę. Tak się stało po obozie.
Reaktywowałem siedemnastkę, bo chciałem, żeby działała drużyna, która wzbogaciła mnie o tak miłe i cenne przeżycia. Miała ona bardzo fajną obrzędowość, która była „wykuwana” przez wiele lat, ale największy swój udział miał jeden z jej drużynowych – Jarek Dębski. Spotkałem się z nim i długo rozmawialiśmy o reaktywacji przeze mnie drużyny. Chciałem jak najwięcej zaczerpnąć z tej obrzędowości i przenieść to do odrodzonej drużyny. Po rozpoczęciu działalności siedemnastki dowiedziałem się od Piotrka Korczaka, że zanim zaproponował mi powtórny udział w Komendzie obozu miał on przekonanie, że jest to dla mnie ostatni moment, kiedy będę mógł zdecydować się na bycie świadomym instruktorem. Mówiąc krótko, jeśli wtedy nie podjąłbym wyzwania, nie zrobiłbym pewnie tego już nigdy. Myślę, że miał wtedy rację. Przeprowadziłem nabór. Przyszło wiele osób, a kilkoro z nich jest teraz drużynowymi. Niektórzy już zdążyli przekazać drużyny swoim następcom. Z tamtego naboru służbę instruktorską podjęli z sukcesem: Antek Janeczek, Jacek Winiarek, Piotrek Bliżewski, Ada Artych, Patryk Jaskułowski i jeszcze kilka osób by się znalazło.
Pierwszy obóz drużyny był w 2008 roku. Byłem po raz pierwszy komendantem podobozu, w którym poza innymi uczestnikami wzięło udział około trzydzieści osób z mojej drużyny. Po pierwszym roku prowadzenia drużyn przeze mnie, wraz z Lidką i Anią rozmawialiśmy o koncepcji utworzenia szczepu, który dziś liczy siedem drużyn i gromad zuchowych.
W poprzedniej kadencji władz hufca byłem członkiem Komisji Rewizyjnej wraz z Tomkiem Skałkowskim i Wojtkiem Chmurą. To była zdecydowanie mniej ciekawa służba od tej bezpośrednio dotyczącej prowadzenia drużyny. Równolegle byłem oczywiście drużynowym i szczepowym. Stworzyliśmy także 12 Drużynę Harcerzy Starszych „Parszywa Dwunastka”, z którą zrobiliśmy kilka wartościowych rzeczy m.in. przeżyliśmy niezapomniany obóz wędrowny. Potem moje drużyny przekazałem Adzie Brzostowicz (17 DH „Kamyki”) i Natalii Naumczyk (12 DHS „Parszywa Dwunastka”).