Dwa tygodnie temu napisałam, że ze stolicą Łotwy kojarzę tytuł powieści Mankella „Psy z Rygi”. Jednak gdy przez pewien czas odcięłam się od swoich przemyśleń, mózg popracował swobodnie, z Rygą zaczęły tworzyć się inne skojarzenia.
Dawno temu, żeby pisać równo, w gładkim zeszycie, pod czystą kartkę podkładało się drugą, z mocno wyrysowaną kratką. Ja na to mówiłam liniuszek, ale miał on jeszcze inną nazwę, której nie używałam, bo jej nie lubiłam. Na tę kartkę mówiono właśnie ryga. No i przyszło mi do głowy jeszcze jedno skojarzenie, cały idiom ze słowem Ryga, czyli nasze klasyczne: „jechać do Rygi” – co oczywiście oznacza podróż, może nie całego człowieka, ale jakichś elementów w nim przemieszczających się. Czemu takie niefajne skojarzenie złego stanu zdrowia z podróżą do stolicy Łotwy? Podobno fonetyka – „rygat’” to wymiotować i stąd skojarzenie.
Jednak dzisiaj nie o tym. Podczas naszej wyprawy do Rygi podziwialiśmy pozostałości architektoniczne, świadczące o zaradności i bogactwie tamtejszych kupców, rzemieślników i innych przedstawicieli mieszczaństwa. Prawie wszystko, co warto zobaczyć w stolicy Łotwy, ma związek z ich działalnością. Wiele lat temu stworzyli tam między innymi dom bractwa Czarnogłowych, czyli siedzibę stowarzyszenia kupieckiego z XIV wieku. Organizacja grupowała nieżonatych kupców. Ich patronem był czarnoskóry święty Maurycy, przedstawiany w ikonografii z głową Maura – stąd wzięła się nazwa stowarzyszenia.
Pięknie zachowana jest też Mała i Wielka Gildia, które zrzeszały wpływowych rzemieślników i kupców z XIV wieku. W Gildii znajdowała się specjalna Izba Nowożeńców, ponieważ kupieckie domy miały małe pokoje. Dlaczego? Wnętrza domów były po prostu magazynami, po zaślubinach udawano się na uroczysty obiad do Gildii, a punktualnie o 22 wieczorem nowożeńców zamykano w Izbie, gdzie mieli skonsumować związek.
Widzicie, jakie ciekawe rzeczy działy się w Rydze, wprawdzie w XIV wieku, ale konsumować można tam nadal, choć nie w tej izbie, więc wbrew skojarzeniom, warto czasem pojechać do Rygi.
Tekst: Katarzyna Stor
Zdjęcia: Marek i Michał Stor