Ludzie uwielbiają wypadki. Nie żeby w nich uczestniczyć, ale żeby o nich czytać i oglądać. Potrzeba emocjonowania się cudzym nieszczęściem jest ogromna. Zwykle artykuły o masakrach, porwaniach, rozbojach, śmiertelnych wypadkach mają największą oglądalność. Wśród komentatorów tych wydarzeń znajdzie się wiele specjalistów od cierpienia ludzkiego, fachowców od procedur, krytyków urzędników i służb ratowniczych oraz niewinnych istot, które rozczulają się nad każdym słowem. Zanim wydarzenie zniknie w czasie kilku dni z tabloidów, człowiek nasłucha się tylu profesorów i doktorów specjalizujących się w kształtach bieżników opon, odporności pojazdów w zależności od rocznika produkcji, że głowa zaczyna boleć. Jeśli się przyjrzeć przebiegowi takiego wypadku samochodowego, to można dostrzec, że rzeczywistość zupełnie odbiega od relacji kierowcy i świadków. A jeśli dodać do tego kolejne lata, to opowieści na imieninach cioci Marysi, urastają do epopei na cześć bohaterskiego rycerza bez skazy…. no może jedynie z wysokim promilem we krwi.
Przy upojeniu alkoholowym nawet krawężnik może sprawiać duże kłopoty. Kiedyś obserwowałam próby przekroczenia niewielkiego rowu, przez szczęśliwego posiadacza kilku promili, który klął niczym świat stoi na siłę odśrodkową. Obroty matki ziemi wyraźnie dawały mu się tak we znaki, że nawet próby przejścia rowu na czworakach nie powiodły się sukcesem. Przegrany i pogodzony z naturą pozostał na miejscu wydarzenia pod kątem 35 stopni, co szczególnie odpowiadało jego fizjonomii. Niektórzy są tak zadufani w swoje możliwości psychofizyczne, że nadużywają alkoholu prowadząc samochód. W poszukiwaniu takich kamikadze nasi funkcjonariusze często stoją na drogach i próbują wyłuskać takowych delikwentów. Ci, którzy zostają zatrzymani, dostają propozycję dmuchania w balonik. Jeśli mają wątpliwości co do siły i jakości swojego oddechu, zawsze mogą udać się w celu zwiedzenia komisariatu, bądź przychodni, gdzie seksowna opieka zdrowia z właściwą sobie delikatnością i urokiem pobierze krew. Niektórzy próbują negocjować. W trakcie dyskusji z policją wykorzystują różne metody: na blondynkę, na teściową, na litość… Tylko nieliczni używają sposobu na smoka: – chuchnąć, zabić oddechem i uciec z miejsca zdarzenia… Częściej próbują metody na Harrego, kiedy chcą oczarować funkcjonariusza lub zauroczyć go kartą kredytową i namówić na wycieczkę do bankomatu. Metoda na czerwonego kapturka jest najczęściej stosowana przez kobiety. W czasie rozmowy z policjantem należy łopotać rzęsami i nadeptując sobie na stopę, kołysać w rytmie bicia serca koszyczkiem i mówić ściszonym szeptem: – Ale ja nie wiedziałam, że zeszłam ze ścieżki. Po czym informować ze skruszoną minką, że umierająca staruszka czeka na nasz syrop z malin, który ma jej uratować życie, wyleczyć czyraki oraz zapewnić odrobinę szczęścia mimo diabelnie żałosnej renty. Najbardziej skuteczna wydaje się metoda na dziewicę. Kiedy zatrzymuje nas surowy funkcjonariusz, należy się zarumienić i oświadczyć nieśmiało, że to nasz pierwszy raz. Metoda rekomendowana przez moją znajomą sprawdza się doskonale: – Ileż to razy ja byłam dziewicą – opowiadała o swoich przygodach z kontrolą drogową. Ale ten wybieg nie radziłabym stosować mężczyznom, no chyba że ich orientacja seksualna pozwala na ryzyko podobnych żartów. Wracając jednak do rzeczywistości, należy kategorycznie powiedzieć, że alkoholu nie można stosować, kiedy zasiadamy za kierownicą pojazdu. Opinię taką podzieliło 40 ostrożnych szczęśliwców, którzy zgłosili się nazajutrz po sylwestrze na legionowska komendę, by na wszelki wypadek i z ciekawości sprawdzić poziom diabelskiego płynu w organizmie. Sprawdzili … a ilu z nich odjechało do domów samochodem, nie wiadomo…
Iwona Wymazał