Wychowano mnie w duchu szacunku do duchownych i osób starszych. W Legionowie lubię słuchać niektórych kazań, tęsknię za księżmi, których los przeniósł w inne rejony kraju, bowiem z duchownymi jest podobnie jak z innymi ludźmi: każdy ma swoje powołanie, w którym spełnia się lepiej lub gorzej. Lubię patrzeć na wikarego, który przechodząc między ławami kościelnymi przybija żółwika i wita się z najmłodszymi parafianami. Lubię obserwować ludzi, którym wiara przynosi wiele radości i zazdroszczę im ufności i życiowej siły. W minionym tygodniu nawiedził mnie ksiądz po kolędzie. W zależności od wizytujących mnie duchownych, czas upływa bardziej lub mniej przyjemnie. Lubię, kiedy pasterz dusz zatrzymuje się u mnie na dłuższą chwilę, a nie biegnie w stronę drzwi po 2 minutach rozmowy, zaksięgowaniu aktualnych mieszkańców i wręczeniu świętych obrazków. Tegoroczny gość po tradycyjnej ceremonii dał skusić się na kawę i dyskusję na temat upływającego czasu. Wspólnie oceniliśmy Internet jako narzędzie, które w rękach człowieka może stać się niebezpieczne. Ubolewaliśmy nad niedocenianiem rodziny i ucieczką ludzi od tradycyjnych wartości. Kolejnym tematem, który wzbudził moje niepokoje to samobójstwa, których liczba gwałtownie wzrosła w ostatnich latach. Sporo czasu zajęła nam dyskusja nad niepokojącym zjawiskiem wczesnego rozpoczynania współżycia płciowego. Tajemnica poliszynela jest bowiem fakt, że już w drugiej klasie gimnazjum dzieciaki podejmują gry miłosne. „Koniec świata” jak mówiła moja babcia, kiedy widziała pocałunek na ekranie telewizora. Wstrząsające jest jednak to, że seks nawet nie jest już owocem zakazanym, ale narzędziem do wykorzystywania, poniżania i dręczenia innych dzieci. Czas biegnie nieubłaganie i wielu rodziców nie dostrzega zmian kulturowych jakie dokonują się na naszych oczach. Wiem, piszę pogadankę jak zwapniała staruszka, której zasuszona dusza nie pozwala cieszyć się naturalnymi instynktami. Ale ostrzegałam…
Każdy kiedyś ma swój prywatny koniec świata. W tym roku ma nas nawiedzić w grudniu. Większość osób wciąż twierdzi, że koniec świata jest przez Euro w Polsce. Część, że to przez ocieplenie i zbyt małą ilość bałwanów. Inni jednak mówią, że zbliża się deficyt dżemu jabłkowego, wysokie ceny benzyny i cukier na kartki. Wprawdzie moda na sukces podobno się jeszcze nie skończyła, ale koniec świata zaczyna być wydarzeniem cyklicznym, bez względu na okoliczności. Warto się więc przygotować i zorganizować wielki legionowski festiwal, by wspólnie przeżyć tę chwilę. Nawet jak nie nadejdzie, impreza zostanie i poruszy serca oraz ciała 50 tysięcy legionowian. Jeśli przeżyjemy koniec świata z pewnością udostępnimy to na Facebooku. Nie radziłabym roztrwaniać majątków, rzucać się w wir grzesznych uciech, czy oznajmić szefowi co się o nim myśli. Do grudnia wszak jeszcze dużo czasu. Można skupić się na spełnianiu nieszkodliwych marzeń takich jak odkrycie wejścia do Narnii, porzucenie diety, ćwiczenie telepatii czy próby transmutacji teściowej na nowy telewizor o przekątnej wzbudzającej zawiść sąsiadów. Przed nami uciechy sportowe, mecz o honor z Czechami i nieustanne czekanie na śnieg. Może nie spadnie, a milion który zaoszczędzimy z powodzeniem można będzie przeznaczyć na Koniec Świata w Legionowie.
Iwona Wymazał