Oj. I przyszło mi pisać na trudny temat. Jako matka Polka, przygotowana przez naturę do podejmowania trudnych wyborów oraz dyskutowania z potomstwem na drażliwe tematy wiem, że przychodzi czas, kiedy już nie da się dzieci zbyć słowami. Zabieg polegający na odwróceniu uwagi jest zwykle skuteczny i stosowany jest również na dorosłych, co widać zwłaszcza na przykładzie działań PR naszych urzędników. Ale młodzieży tak się zbyć łatwo nie da. Są doskonałymi obserwatorami.
Na podstawie obserwacji z sali konferencyjnej podczas debaty młodzieżowej, śmiem twierdzić, że duch o imieniu Tolerancja w Ratuszu nie straszy. Przywoływany różnymi metodami, by objawił się w całej swojej wspaniałości, w żaden sposób Ratusza nie chciał nawiedzić. Może gdyby z sali usunąć miłościwie panującego oraz przewodniczącego rady, może gdyby płomienna radna zabrała nauczycieli obserwujących dzieciaki za ich plecami, może gdyby dorośli przestali omawiać palące problemy budżetu miasta – może wtedy Tolerancja objawiła by prawdziwe oblicze. Jednak debata była tak grzeczna, a wypowiedzi tak skromne i nieśmiałe, że niemal miałam wrażenie, jakby ci młodzi ludzie uczyli się sposobów wymowy na podstawie wystąpień naszego łagodnego naczelnika promocji. Tęskniłam za żywiołową dyskusją o haniebnych zachowaniach i cudach powodujących drżenie serca. A tu jak na odpuście parafialnym: miło, spokojnie, cicho, wszyscy w rządkach, jednomyślni, ugładzeni i potulni. Zupełnie jak na sesjach rady. Ku mojemu zaskoczeniu najbardziej buntowniczym młodzieńcem okazał się być właśnie panujący…
Przypomniałam sobie wyjątkowy dzień, kiedy to na imprezie piżamowej przedszkolaków przez pomyłkę zostawiłam włączoną kamerę. Dźwięk nocnych rozmów nagrał się doskonale. Podczas montażu filmu na potrzeby domowej kinematografii, uszom moim objawiły się wypowiedzi, o które nigdy bym nie podejrzewała sympatycznej grupy przedszkolnej „Muchomorki”. To był moment, w którym objawiła mi się prawda okrutna, która zmieniła moje podejście do ludzi, nawet tych, którzy ślinią szybę cukierni, turlają się w supermarketach i ciągną koleżanki za kucyki. Oni zawsze odkryją prawdę. Poznają, że święty mikołaj to lipa i tylko by nie zepsuć atmosfery nie poinformują cię, że to pan od muzyki przywdział czerwone majtasy. Widzą wszystko, słyszą wszystko i do tego uczą się błyskawicznie wyciągać wnioski.
Podczas jednej z lekcji w klasie podstawowej dziecko przeczytało wspaniałe opowiadanie o gejach i zielonych ludzikach. Momentem zwrotnym akcji było kopanie niezielonych w części ciała odpowiedzialne za prokreację. Ponieważ opowiadanie było nad wyraz zabawne, zostało przeczytane również na następnej lekcji. Było to pretekstem do przedstawienia dość jednostronnej opinii na temat związków partnerskich, co spowodowało, że w klasie przez jakiś czas chłopcy utrzymywali odległość 1 metra od siebie ze strachu że zostaną oskarżeni o homoseksualizm i kopani w przyrodzenie. Dzień w szkole zakończyła modlitwa, która zaczynała się od słów: teraz pomódlmy się za umysłowo chorych i homoseksualistów… Gdzieżeś ty Tolerancjo? Bo na pewno nie w szkole…
Iwona Wymazał